23 czerwca 2013

Prolog

No to jedziem z tym koksem: najpierw to, co już część zna :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Dziewczyna o długich błękitnych włosach wpatrywała się w Jashinistę z niechęcią.

 - Daj spokój. Tak jakbym nie miała nic innego do roboty, jak tylko użerać się z bandą popaprańców. – Wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i z zadowoleniem odpaliła jednego z nich. Hidan przewrócił niezauważalnie oczami.

 - Lider i tak wyślę tu kogoś, żeby cię zabrał do organizacji. Nie lepiej jak pójdziesz od razu ze mną? – Zmrużyła oczy i zaśmiała się szyderczo.

 - I że niby ktoś z nich miałby ze mną szanse? – spytała, na co członek „Brzasku” również się roześmiał.



 - Powtórzę; daj spokój. Nieważne jak dobra jesteś, nadal masz słabość do przystojnych facetów. A założę się, że właśnie takiego by Pain wybrał.

 Prychnęła rozjuszona i odwróciła się na pięcie.
 - Daj mi się spakować – warknęła zrezygnowana. Miał rację, cholerną rację. Byłaby bezsilna, jeśli przysłaliby na przykład Uchihę. – Jeśli okaże się, że nie było warto, osobiście sprawię, że przestaniesz być nieśmiertelny – dodała po chwili, patrząc na Jashinistę przez ramię.

                                                                         *  *  *

 - No dalej, przywitaj się. – Hidan dźgnął ją palcem w plecy i wypchnął na środek czegoś, co nazywano „salonem”. Na kanapie i fotelach siedzieli znudzeni mising-nin, a jakiś dzieciak w pomarańczowej masce, tarzał się po podłodze.

 - Misami Akari, miło mi – powiedziała lodowatym tonem, na dźwięk którego kilku z nich uśmiechnęło się lekko.

- Misa-chan! – Dzieciak w masce podniósł się z podłogi i zawisnął na jej szyi, nim zdążyła zorientować się, o co chodzi. Momentalnie chwyciła go za łokieć i odrzuciła od siebie z całej siły. Chłopak rozpłaszczył się na ścianie i zaczął szlochać pod nosem. – Tobi dobry, a Misa-chan nie lubi Tobiego… – Pokręciła głową, patrząc na niego jak na robaka.

 - Nie zbliżaj się do mnie więcej – wycedziła zirytowana.

 Drzwi otworzyły się i wszedł przez nie rudowłosy, obkolczykowany mężczyzna. <Co za porażka> przeszło jej przez myśl. Lider Akatsuki stanął obok niej i chrząknął głośno.

 - To nasz nowy nabytek, zero numerów, zero gwałtów, zero bójek, zero czegokolwiek. – Spojrzał po wszystkich morderczym wzrokiem, kiwnął do niej głową i wyszedł.

***
 Spojrzałam po wszystkich po kolei. Naprawdę, całokształt wołał o pomstę do nieba. Atmosfera również nie była przyjemna, można było wyczuć napięcie i niechęć, jak mniemam, do mojej osoby. Pain’a nie było, najwyraźniej stwierdził, że można zostawić mnie z nimi i nikt nikogo nie pozabija. Ja nie byłam tego taka pewna.

 – Więc, Misa-chan, czemu jednak tu do nas przyszłaś – odezwał się Hidan ze złośliwym uśmieszkiem. Czy ja się przesłyszałam? Jak on mnie nazwał?

 – Co proszę? – spytałam lodowato. – Bądź tak uprzejmy i nie zwracaj się do mnie w ten sposób. Parę osób uśmiechnęło się drwiąco. Już miałam na końcu języka kolejną uwagę, jednak od wypowiedzenia jej powstrzymał mnie Lider, który właśnie raczył zaszczycić nas swoją obecnością. Ponownie.

 Obrzucił nas wszystkich badawczym spojrzeniem i zasiadł do stołu.

 – Liderze, dlaczego ją tu sprowadziłeś, un? Jest wkurzająca, un. Poza tym żadna baba nie jest nam tu potrzebna… – zaczął od razu Deidara. Zareagowałam automatycznie.

 – Uważasz, że kobiety są za słabe, aby być shinobi? – spytałam zirytowana.

 – Owszem, un. – Nawet się nie zająknął.

 – To, co tu jeszcze robisz? – odparłam pogardliwym tonem. Doprawdy, co za prymityw.

 – Dobra, dzieci, uspokójcie się – wtrącił Hidan.

 – Zamknij się – warknęłam. – Liderze, jakaś misja? – Przeniosłam wzrok na Pain’a, który najwyraźniej postanowił udawać, że nic się nie dzieje.

 – A, owszem. Z Itachim. – Z tą chodzącą górą lodową?

 Nie podobało mi się to. Pobyt tutaj również mi się nie podobał. Wszyscy, którzy mnie otaczali byli nienormalni. Nie chodziło o to, że mordowali, ale to, jakie sprawiali wrażenie. Pamiętam dane każdej osoby, którą kazano mi zabić, twarz każdego, kto próbował mnie zabić. I każda śmierć wryła się głęboko w moją pamięć. Gdyby nie zdolności mojego klanu, z pewnością dawno odeszłabym od zdrowych zmysłów. A ci ludzie wyglądali tak, jakby nic ich nie obchodziło, jakby mogli zrobić wszystko bez poniesienia jakichkolwiek konsekwencji. Dla mnie coś takiego było chore. Choć może nie mnie to oceniać…

 Zerknęłam na swoje dłonie i nagle zaburczało mi w brzuchu.

 – Mamy kakao i tosty? – spytałam. Spojrzeli na mnie z lekkim zdziwieniem, a pierwsza ocknęła się Konan.

 – Zaraz przyniosę – powiedziała. Machnęłam ręką.

 – Siedź i tylko powiedz mi gdzie, co jest, nie będziesz mi przecież usługiwać. Nie jesteś tu chyba jakąś służącą? – To było pytanie retoryczne i z pewnością trafiłam, bo Pain odwrócił wzrok. – Wstrętni szowiniści – wycedziłam, podnosząc się z fotela i kierując swe kroki do kuchni. Co za banda żałosnych idiotów. Co to ma w ogóle znaczyć?

 Gdy w końcu wróciłam atmosfera jeszcze bardziej się zagęściła, więc nawet już nie siadałam.

 – Na czym polega misja? – Pain odkaszlnął.

 – Najpierw pójdziecie do Suny, sprawdzić jak się miewa Kazekage, żeby Deidara i Sasori mogli się przygotować do jego schwytania. Potem zajrzycie do Kiri, spotkać się z moim informatorem i odbierzecie od niego dokumenty. A na koniec porozmawiacie z tą dziewczyną… – Podał nam zdjęcie. – …i sprawdzicie, na jakim poziomie są jej możliwości. Zamyśliłam się na moment, po czym razem z Uchihą spojrzeliśmy na wizerunek dziewczyny. Miała długie bordowe włosy i kogoś mi przypominała. „Harami Makari” głosił napis u dołu zdjęcia. Nie, jednak nie kojarzę. – Idziecie dziś po południu i macie dwa tygodnie na powrót. – To trochę mało, sama podróż zajmie z dziesięć dni. Widać Lider nie bierze odpoczynku pod uwagę. Ciekawe, co by zrobił jakbym miała taką kondycję jak rok temu. W dwa miesiące bym się nie wyrobiła.

 Uśmiechnęłam się lekko na samą myśl, a po chwili odwróciłam się i podeszłam do drzwi.

 – Konan, mogę z tobą porozmawiać? – rzuciłam przez ramię. Niebieskowłosa wstała i zaczęła się zbliżać.

 – A kto zrobi obiad, un? – krzyknął z oburzeniem Deidara. Momentalnie wyjęłam igłę z kabury i wycelowałam nią w blondyna. Skrzywił się, gdy rozcięła mu policzek. – Odbiło ci, un?!

 – Jeszcze raz walniesz taki tekst, a wypruje ci flaki i powieszę cię za nie na najbliższym drzewie – powiedziałam najbardziej przerażającym tonem głosu, na jaki było mnie stać. I najwyraźniej zadziałało, bo „artysta” zamilkł. – Dziś niech każdy zadba sam o siebie – dodałam prawie wesoło, co wyraźnie zbiło ich z tropu. Chwyciłam Konan za rękę i wyprowadziłam z pomieszczenia. Po chwili usiadłyśmy w moim pokoju.

 – Mogę wiedzieć, czemu im się tak dajesz? Nie wiem, czy ci to przeszkadza, czy nie – zaczęłam. Podrapała się w brodę, lekko zakłopotana.

 – Przyzwyczaiłam się. Poza tym, nawet, jeśli jestem silną kunoichi, to niestety nie mogę się mierzyć z nimi. Zresztą, pewnie zobaczysz ich kiedyś podczas walki. Nie zachowują się wtedy jak ludzie… – Domyśliłam się…

 – No dobra, ale nadal nie rozumiem, dlaczego tak tobą pomiatają. Przecież jesteś bardzo blisko Pain’a, co nie? – Niebieskowłosa zamilkła na moment.

 – Jego to niespecjalnie obchodzi… – Heh… Czemu mnie to nie dziwi? Dopóki była przydatna, to się interesował, ale jak chodziło o to, co byłoby dobre dla niej, to umywał rączki...

- Nieważne. Chcę wiedzieć więcej o tym miejscu.

1 komentarz:

  1. Świetny! W dodatku jeszcze jest z Itachim!! Zamierzam czytać! Mam nadzieję na kolejne notki!

    OdpowiedzUsuń