9 listopada 2013

VIII. "I could be angry, I could be mean. You know I could be just like you…”


No, to teraz tak: przepraszam za taką przerwę, ale już mam po prostu wszystkiego dość i wolałam poczekać, aż uda mi się napisać coś przyzwoitego, a nie wciskać wam jakieś wypociny xD Rozdział dziś troszeczkę dłuższy, do tego naszła mnie wena na przeszłość Misami, co, mam nadzieję, was nie zanudzi x) Dziękuję wszystkim za komentarze! 
A właśnie! Zamówiłam na MS nowy szablon, już się nie mogę doczekać efektu :D 

Do tego po prawej stronie pod ''autorka'' pojawił się ''facebook'' - tam znajdziecie informacje odnoście aktualności na blogu, ale też będzie okazja do pogadania, podzielę się moimi artystycznymi potworami, które ostatnio zawisnęły na mojej ścianie itp. itd. :) Także zapraszam :)
Pozdrawiam, a teraz rozdział (sorki za jakieś literówki): 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Patrzyłam oniemiała na dziwne… coś, co czekało na mnie przed wejściem do siedziby. Było dość niskie, wielkie, poczwarowate i z jakiegoś powodu ubrane w płaszcz Akatsuki. Chwila. Czyżbym nie została o czymś poinformowana? 

- Coś za jeden? – spytałam zdezorientowana, mrugając kilkakrotnie i gapiąc się na owy twór w całkowitym szoku.

- Przestań się wydurniać i mów, gdzie idziemy. – Głos miało niski, trochę chrapowaty, a do mnie dopiero po chwili dotarło, że się odezwało i co powiedziało. 

- Sasori?! – Ktoś tu miał bardzo słabe poczucie humoru! – Jak?! Co to do diabła jest?! – wydusiłam z siebie, pokazując na niego palcem. – Wlazłeś w marionetkę? – Wariat, świr, pomyleniec… On nie był normalny! Oj, jak bardzo go przeceniłam? Siedział w środku wydrążonego kawałka drewna! O ile to w ogóle było drewno… 

Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem. Ale ohyda… 

- Nie mam w zwyczaju chodzić na misję bez żadnej ochrony. Jeśli już się napatrzyłaś, to z łaski swojej przejdź do rzeczy. – Skrzywiłam się. Jaki on się nagle niemiły zrobił. W dodatku dziwnie było z nim rozmawiać, kiedy nie brzmiał i nie wyglądał jak on. To drugie jednak mogło okazać się nadzwyczaj przydatne, bo zyskałam pewność, że nie będzie mnie rozpraszał samym swoim ja. 

- Musimy dotrzeć do laboratorium Orochimaru w Konoha i wyciągnąć jakieś dokumenty, a następnie oddać je Sasuke Uchiha. – Byłam ciekawa jego reakcji, ale nie uraczył mnie żadnym komentarzem. – W zamian za to, dostanę informacje o posunięciach mojego klanu – dodałam po chwili, na co, nadal nic nie mówiąc, ruszył w stronę lasu. 

Przynajmniej on mnie nie oceniał, krytykował i nie zrzędził, za co byłam dozgonnie wdzięczna. Może więc dobrze, że to właśnie on ze mną szedł, bo nie katowało mnie jego towarzystwo. 

- Jak rozumiem, nie jest to łatwe zadanie? – Bystrzak jakich mało.

- Laboratorium jest pod stałą obserwacją ANBU, więc nie zbyt wielkich szans na dostanie się niezauważonym. – Nie byłam z tego powodu zadowolona, ale umowa to umowa, nie mogłam się już wycofać. 

- Chcesz mi w ten sposób powiedzieć, że zgodziłaś się iść zrobić sieczkę? – Jak on to ładnie ujął!

- Wypchaj się, informacje, których potrzebuję są tego warte. Muszę wiedzieć, kogo i kiedy wyśle mój klan albo zostanie ze mnie kupka mięsa, a do tego nie zamierzam dopuścić – warknęłam. – Chodźmy, zanim zrobię się zła – dodałam po chwili i niemal usłyszałam jak wywrócił oczami.

Intrygowała mnie zmiana w jego zachowaniu. Przede wszystkim przestał być przystojniaczkiem i wydawało mi się, że w momencie, gdy wlazł w to paskudztwo zmienił się w podstarzałego gbura. Nie, żebym wiedziała, ile ma lat, ale starszy ode mnie chyba nie mógł być? Nie miałam też pojęcia, dlaczego zdecydował się iść razem ze mną, zwłaszcza, że moja wycieczka nie miała nic wspólnego z działaniami Akatsuki i jeśli Lider kiedykolwiek by się o niej dowiedział, to obydwoje mieliśmy przechlapane. 

- Po cholerę ze mną idziesz? – spytałam w końcu, bo nie dawało mi to spokoju. – Nawet się nie przyjaźnimy, ledwo zamieniliśmy kilka słów i nie wierzę, że nudzisz się na tyle, żeby szlajać się gdzieś z obcymi ci ninja. Aż tak ciekawa nie jestem.

- Nie musisz się tym aż tak bardzo interesować, po prostu nie miałem nic innego do roboty. – Łgał. Łgał jak stary wyjadacz. Tylko, że ja nadal nie miałam zielonego pojęcia, o co może mu chodzić.

- Kompletnie cię nie rozumiem – mruknęłam pod nosem niezadowolona.

- Zdecydowanie za dużo myślisz. To upierdliwe. – Usłyszałam rozbawienie w jego głosie, co skwitowałam warknięciem. Jak niby miałam tyle nie myśleć, skoro wszystko, co się działo, było w dużej mierze jego winą?! To przez niego miałam jakieś dziwne odchyły i dawałam kosza Itachi’emu. To przez samą jego obecność i dziwne mącenie, zaczynało mi odwalać, o tym rozchwianiu emocjonalnym, które mnie dopadło, to już nawet nie warto było wspominać…

- Czyja to niby wina?! – fuknęłam, a on zaśmiał się cicho. Teraz to już mnie nawet na poważnie nie brał, świetnie, po prostu świetnie! 

- Nie zwalaj na mnie swojej psychozy. – Czy mi się wydawało, czy on wiedział więcej, niż sądziłam? Tylko skąd? Kto był na tyle bezczelny i głupi, aby dzielić się moimi prywatnymi sprawami? A może to ja robiłam się przewrażliwiona? 

~ ~
Trzy godziny później przekroczyliśmy bramę Konohy, wcześniej ściągając płaszcze, a lalkarz z wielkim trudem dał się namówić na wyjście z marionetki i zapieczętowanie jej. Marudził przy tym jak kobieta w zaawansowanej ciąży, a ja dusiłam się ze śmiechu. 

- No przecież nikt cię tu nie zna, przestań dramatyzować! Poza tym, w tym cholerstwie wzbudzalibyśmy jeszcze więcej podejrzeń! Inna sprawa, że nie będę pokazywać się ludziom z dziwolągiem u boku… - stwierdziłam, mówiąc coraz ciszej i mając nadzieję, że ostatniej części może jednak nie usłyszał. Niestety przeliczyłam się, bo spojrzał na mnie z mordem w oczach. No tak, jak ja śmiałam obrażać jego dzieła? Toż to rozbój w biały dzień! 

Zachichotałam, a w odpowiedzi trzepnął mnie w tył głowy. 

- Ej! – jęknęłam, rozmasowując bolące miejsce. Przyjrzałam mu się uważnie i odniosłam wrażenie, że humor mu się poprawił, co wywołało u mnie uczucie ulgi i zadowolenia jednocześnie. Przynajmniej tyle zdołałam zrobić, żeby rozluźnić atmosferę. Była to też okazja, aby podpytać go nieco o coś, co ostatnimi chwilami nie dawało mi spokoju. – Sasori…

Zerknął na mnie pytająco, chowając dane nam przy bramie przepustki. 

- Wiadomo… - zacięłam się, przygryzając lekko wargę. – Wiadomo ci cokolwiek na temat Harami? – Byłam głupia, skąd on miałby cokolwiek wiedzieć? 

Słysząc moje pytanie uśmiechnął się lekko, co jednak sprawiło, że uwierzyłam, w jego rzekome rozpoznanie w temacie. 

- Zabawne, że właśnie mnie o to pytasz – mruknął. – Nie znam szczegółów, ale z tego, co mówił mi Lider, to ona i Itachi spotkali się jeszcze zanim dołączył do Akatsuki. Wiem tylko tyle, że czuje się wobec niej zobowiązany, bo została zraniona, gdy osłoniła go przed atakiem Orochimaru. Więcej nie wiem. – Przystanęłam spoglądając na niego z niedowierzaniem. To przecież nie mogło być możliwe, gad nie miał żadnych szans w walce z Uchihą, dlaczego zatem miałaby go bronić? I od kiedy to trzeba się było czuć zobowiązanym wobec tych, którzy ratowali ci skórę? Ile razy ja komuś pomogłam i jakoś mi się nie odwdzięczali… 

- I co? I tylko dlatego tak się z nią obchodzi? – prychnęłam zniechęcona. Jeśli tak się sprawa miała, to nie było sensu, abym się do niej porównywała, głównie dlatego, że nigdy nie dałabym się zranić w czyjejś obronie. Zrobiłam to tylko raz w życiu i więcej nie zamierzałam bawić się w bohaterkę, bo efekt wychodził odwrotny od zamierzonego, a wdzięczności żadnej się w zamian nie dostawało. 

- Cóż, nam może się to wydawać dziwne i bezsensowne, ale przypuszczam, że dla normalnej osoby poświęcenie jednak coś znaczy. – Ukłuł mnie tymi słowami i doskonale o tym wiedział. Nie byłam zimną suką, ale nie byłam też idiotką, która rzuca się na ratunek wszystkim dookoła oczekując w zamian akceptacji. Ludzie nie byli tacy, jakby się chciało, a już na pewno nie shinobi. W tym świecie nie było miejsce na współczucie, a nawet jeśli, to nie w moim przypadku…


- Misa-chan! – Mała, granatowo włosa dziewczynka podbiegła do Misami z szerokim uśmiechem na ustach i nowym zwojem w małych rączkach. – Shinai-sama dała nam kolejne techniki do wyćwiczenia! – Czternastoletnia wówczas niebieskowłosa skrzywiła się nieznacznie tak, aby dziecko tego nie zauważyło. – Mamy zaraz iść do Sali treningowej, to będzie mój wstęp do następnego etapu treningu! 

- Yori-chan, spokojnie, wszystko po kolei, najpierw musimy to opanować, prawda? – Uśmiechnęła się z trudem i pogłaskała dziewczynkę po włosach. Już wtedy wiedziała, co działo się z jej najbliższymi, gdy chcieli wydostać się spod władzy klanu. Widziała ciało swej najlepszej przyjaciółki płonące na środku placu, jakby to była jakaś atrakcja. Widziała kobiety ze starszyzny, które kiwały aprobująco głowami, przyglądając się zbiegom z niechęcią, pogardą i wyrzutem, że odrzucali zaszczyt bycia częścią klanu. I widziała, jak wszystko to było ukrywane przed potencjalnymi kontrahentkami, których wiek nie przekraczał dwunastu lat. One wszystkie były małymi, niczego nieświadomymi dziećmi, które z największą chęcią i entuzjazmem szkoliły się na marionetki rodziny. To nie było coś, co chciała oglądać, jednak będąc z głównej rodziny nie miała wyboru. Jej trening był cięższy, ale nie miała z nim problemów, swobodnie mogła nazwać samą siebie geniuszem. Potrafiła w mgnieniu oka nauczyć się każdej techniki, a mimo to nikt z jej klanu nawet nie wspomniał nigdy o tym, aby uczynić ją kontrahentką. Już wtedy wiedziała, dlaczego…

Dzień, w którym wybrano Główną Kapłankę wszystko zrozumiała. Spoglądała na niewiele starszą od niej dziewczynę z wyrytym wężem na plecach, której twarz nie wyrażała niczego, jedynie pustkę, a gdzieś pod tą powłoką obojętności kryło się czyste okrucieństwo. Dostrzegła je, bo nie było niczym niezwykłym w tej rodzinie, każda kobieta ze starszyzny wyglądała tak samo jak ta dziewczyna. I właśnie w momencie, w którym na ustach Misami wykwitł szyderczy uśmiech dziewczyna spojrzała prosto na nią. Patrzyła w sposób, jakby czytała jej w myślach, jakby szukała najmniejszej słabości. A potem, dokładnie kilka sekund później jej wzrok spoczął na małej Yori. 

- Chciałabym już dziś oznaczyć kolejne dwie kontrahentki. – Głos miała beznamiętny i zimny, ale podszyty nutką szyderstwa i radości czerpanej z reakcji zebranych, którzy wpatrywali się w nią ze zdziwieniem, jak i lekkim strachem. – Ayami Nakari z bocznej gałęzi naszego klanu. – Wystraszona ośmiolatka wyszła przed szereg na trzęsących się nogach, a Misami przygryzła wargę. Jeśli chodziło jej o to, co przypuszczała, to właśnie przestawało być kolorowo. – Co do drugiej osoby… Może jacyś ochotnicy, którzy dotąd nie mieli szansy? – Uśmiechnęła się zimno i zerknęła na małą Yori w sposób tak wymowny, że niebieskowłosej momentalnie zrobiło się słabo. Mimo to rzuciła kobiecie wyzywające spojrzenie i śmiało wystąpiła naprzód. 

- Ja bardzo chętnie. – Jej głos odbił się echem, a ludzie wokół zaczęli szeptać. Podbiegła jej matka z przerażeniem wymalowanym na twarzy i pociągnęła ją za koszulkę do tyłu.

- Co ty wyprawiasz?! Natychmiast przestań i przeproś! – Wiedziała, dlaczego nie chcieli, aby została naznaczona. Pałała zbyt wielką nienawiścią do całej tej rodziny, a raczej tego, co robili i co sobą reprezentowali. Dodatkowo jej umiejętności ninja były im całkowicie nie na rękę. A mimo to ich nowa przywódczyni, pod pretekstem szantażu właśnie dawała jej świetną okazję, by uciec. Może myślała wtedy, że bez większych komplikacji pozbędzie się nieposłusznej smarkuli i jej nie doceniła?

- Świetnie. Zatem zapraszam was do świątyni, moje kochane. – Długie, białe włosy powiewały za nią, gdy schodziła ze schodów, a one posłusznie szły za nią, nie oglądając się na pozostawiony w tyle tłum ludzi. – Ty pierwsza. – Odwróciła się i wskazała palcem na Misami, która zmrużyła oczy, ale kiwnęła głową. Weszła za nią do pomieszczenia i zajęła miejsce na ziemi pośród wymalowanych znaków. 

Kobieta stanęła za nią i położyła dłonie na jej plecach, uprzednio ściągając z nich jej koszulkę. 

- Jestem Shinai i od tej pory podlegać będziesz mym rozkazom. Słyszałam o tobie i powiem ci to wprost: Możesz próbować mi się sprzeciwić. Zastanów się tylko gdzie cię to zaprowadzi. – Wyszeptała inkantację i następnym, co zarejestrował umysł niebieskowłosej był przeszywający jej kręgosłup ból i jej własny, głośny wrzask. – Ciekawa jestem, co się pojawi… - Usłyszała jakby w oddali, zanim obraz całkowicie jej się rozmazał.


Patrząc wstecz na tamte wydarzenia uważałam, że całkiem dobrze się stało. Przede wszystkim dlatego, że pojawienie się smoka na moich plecach krzyżowało plany Shinai. Jego symbol przypadał tylko tym, których Chisetsuna-sama uznała za nieprzeciętnych i potencjalnych następców, a to z pewnością nie było coś, czego ta kobieta by chciała. Wąż, który widniał na jej plecach oznaczał, że owszem, była silna, ale nie wybrana. 

Z drugiej strony moje poświęcenie względem małej Yori poszło na marne, bo gdy spotkałam ją osiem lat później była niczym chodząca kukła na usługach klanu, wykonująca ślepo każdy rozkaz, nie zastanawiając się, czy był słuszny, czy też nie. Jeśli wysyłając ją za mną Shinai sądziła, że się złamię, to osiągnęła efekt przeciwny.


- Nie sądziłam, że to ciebie przyślą. – Piętnastoletnia już granatowowłosa Yori stała przed Misami z kunai w jednej i kataną w drugiej ręce. – Co zamierzasz z tym zrobić? Doskonale wiesz, że nie masz ze mną szans, po prostu odpuść. – W głosie Akari pobrzmiewało zniecierpliwienie, ale nastolatka nie wyglądała, jakby chciała się wycofać. Zamiast tego wyprostowała się dumnie. 

- Nie tylko ty zawarłaś kontrakt! Nie wiem, co widnieje na twoich plecach, ale to nie ma znaczenia! Shinai-sama rozkazała cię pojmać i przyprowadzić z powrotem do domu! Jeśli tego nie zrobimy, czeka nas kara. – Misami spojrzała na nią beznamiętnie, po czym westchnęła. 

- Rozumiem. Zatem masz szczęście, że wszystko skończy się tutaj – powiedziała zimno. Nie miała zamiaru wracać, ale nie chciała też oddawać Yori w ręce klanu. Nie potrafiłaby żyć ze świadomością, że skończyła jak reszta dziewczyn, błagając o litość, podczas, gdy te kobiety bezlitośnie wykonywały kolejne jutsu, aż nie zostało z nich nic, co można by skojarzyć z człowiekiem. – Wybacz, Yori – dodała, unosząc rękę, gdy dziewczyna ruszyła w jej stronę formując chakrę w dłoni, która zmieniała się powoli w szarą, niemal białą mgiełkę. – Nawet nie potrafisz tego w pełni kontrolować… - Czarna mgła spowiła dziewczynę i zakryła ją całkowicie, tłumiąc jakikolwiek odgłos, który chciałby wydostać się z niej na zewnątrz. Po chwili mgła rozproszyła się, a jej ciało upadło na ziemię.  

Akari podeszła bliżej i kucnęła, zamykając jej oczy. 

- Przepraszam. 


Nie pamiętam, kiedy ostatni raz dręczyły mnie wyrzuty sumienia, ale na pewno nie było to w tamtym momencie. Nie zaprzeczam, że w pewien sposób usprawiedliwiałam swoje czyny tym, że jeśli wróciłaby do klanu z pustymi rękami, czekały ją o wiele okrutniejsze doświadczenia, a ja nie chciałam, aby spotkał ją taki sam los jak inne dziewczynki. Owszem, była starsza, ale w moich oczach nadal pozostawała roześmianą siedmiolatką. 

- Misa? – Oprzytomniałam i spojrzałam na Sasori’ego, który chyba od dłuższego czasu przypatrywał mi się jakby… zatroskany? Niemożliwe

- Wybacz, już jestem z powrotem. – Uśmiechnęłam się lekko. Te wspomnienia nie były bolesne, nie traktowałam ich też jak utrapienie. To dzięki nim byłam tym, kim byłam, dzięki nim stałam się silniejsza, niż mogłabym się spodziewać. Dlatego zamierzałam je wykorzystać i doprowadzić do końca to, co zaczęłam. Zamierzałam z całą siłą, jaką posiadałam i mogłam jeszcze posiąść, zmienić wszystkie klanowe zasady, a jeśli nie mogłabym tego zrobić, to dokonać tego, co nie udało się poprzedniej Głównej Kapłance – doszczętnie go zniszczyć. 

Zamyśliłam się jeszcze na chwilę, po czym wzruszyłam ramionami. 

- Jeśli Uchiha chce się bawić w zobowiązania, to tylko pokazuje, jakim jest głupcem – stwierdziłam chłodno, a lalkarz uśmiechnął się z zadowoleniem. – Ja taka nie będę – dodałam i skierowałam się w głąb wioski. Tylko idioci zwracali uwagę na innych, zamiast być sobą. Ja nie zamierzałam kłamać o tym, jaka jestem naprawdę, by zadowolić siebie i otoczenie. 

- Wygląda na to, że jednak nie tracę tu z tobą czasu. – Zerknęłam na Sasori’ego, który nadal lekko się uśmiechał i odwzajemniłam gest. 

- Skoro on tak zdecydował, to ja chyba mam prawo dobrze się bawić, prawda? – rzuciłam beztrosko. Może właśnie rezygnowałam z mojej zachcianki, ale nie zamierzałam przejmować się kimś, kto nie potrafił decydować o własnym zachowaniu i podporządkowywał się innym. Nie, dopóki Harami miała być obecna w jego życiu do tego stopnia, ja nie miałam najmniejszej chęci, by mieć z nim cokolwiek wspólnego. Z Hidanem i Konan do wygadania się oraz Sasorim idącym obok, odniosłam dziwne wrażenie, że nie będzie mi to tak strasznie przeszkadzać, jak mi się z początku wydawało. 

- Nie masz zamiaru wydusić z Lidera, co się między nimi dokładnie stało? – Zawahałam się, ale pokręciłam głową. To nie było coś, co budziłoby mój entuzjazm, więc miałam zamiar to zignorować, dopóki Uchiha nie zmieniłby swojego nastawienia do tej dziewuchy. Jeśli dalej traktowałby ją jak małe dziecko, musiałam go sobie jakimś sposobem wybić z głowy. A owy sposób szedł właśnie obok mnie, wyraźnie zadowolony, a ja odnosiłam wrażenie, że znowu doskonale wiedział, o czym myślę.

5 komentarzy:

  1. No wreszcie <3 Rozdział jak zwykle świetny :) Sasori <3 Uwielbiam Go :D Mam nadzieje że szybko znowu napiszesz bo czytam twoje rozdziały w 2 minuty ^^ Życzę weny i pozdrawiam :*
    ~Tamara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 minuty, oj jejku, to ja bym to chyba musiała na więcej stron pisać x) Cieszę się, że Ci się podoba! ^^ A Sasori... cóż, mam do niego ogromną słabość, no musiałam po prostu, poza tym mam plana! Co do całej historii! x)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ohayo kochana. :3 Dziękuję za powiadomienie! :3 Rozdział jak zwykle świetny! Muszę przyznać, że jesteś jedną z moich ulubionych autorek. :3 Bardzo podobał mi się ten powrót do przeszłości Misy, miałaś bardzo oryginalny pomysł na jej klan i mego wciągający. Mogłabym czytać i czytać. Lubię zagłębiać się w przeszłości bohaterów. :3 Czyżby Itachi przestał interesować naszą bohaterkę? Cóż, czuję, że jednak tak łatwo nie odpuści, ale również moja "kobieca intuicja" podpowiada mi, że Sasori również jeszcze tu namiesza. Być może nie bez powodu tą misję wykonują razem. Przyznaję, że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, dlatego kochana, pisz go jak najszybciej! Życzę ci mnóstwa weny, buziaki. ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yaaay!! Jedną z ulubionych - nyahahaha! xP Też mam manię na punkcie przeszłości, tylko zawsze się boję, że w trakcie pisania coś mi umknie x)
      Oj, Itaś, taaa x) Cóż ja mogę o nim powiedzieć? - Na razie nic niestety :)
      Wróciła mi wena, więc nic się nie martw! Rozdział będzie! ^^
      Dzięki i pozd ^^-

      Usuń
  3. Witam witam!! Po pierwsze jedno wielkie ŁAŁ!!! Powinnam zacząć od przeprosin i tłumaczenia się czemu mnie nie było, ale o matko kochana, co tu się wyrabia?! o.o Pamiętam, jak to w głowie Misy był tylko Itachi, a teraz, po nadrobieniu kilku rozdziałów wszystko się tak pogmatwało, a ja lubię kiedy coś się pie*doli/wali/psuje(tak wiem że to synonimy xD)/komplikuje itp. :D I jeszcze ten moment jak odniosłaś się do przeszłości... Uwielbiam takie coś czytać ^^
    No cóż, mam nadzieje, że długo nie będziemy czekać na rozdział, bo mnie aż zżera no!
    Pozdrawiam, czekam i życzę wesołych świąt! ^^

    OdpowiedzUsuń