10 lutego 2014

X. "There’s still no sign of desperation in your eyes…”

Z poślizgiem kilku godzin, ale to dlatego, że wyciągnęli mnie na odpytywanie z chemii przed wtorkową poprawką. Muszę wstać za trzy godziny, co mi się bardzo nie podoba... Cholera, znowu tydzień niewyspania x) Czasem mam ochotę nie wychodzić z domu. 
Dedyk dla mojej przyjaciółki Yujin, która przyjedzie do mnie z powrotem z Korei w wakacje - jest na co czekać ^^
Ogólnie rozdział dziwny... (O_o)'
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Zerknęłam w dół siadając na jednej z gałęzi i westchnęłam zrezygnowana. ANBU, w dodatku jedni z lepszych, choć na pewno nie elita. Co takiego było w tych świstkach papieru, że Konoha tak rozpaczliwie usiłowała ich chronić? I dlaczego nie przenieśli ich po prostu do siedziby Hokage, gdzie mieliby je cały czas na oku? Wyciągnęłam z kieszeni kilka senbon i wciąż starając się ukryć swoją obecność, rzuciłam w stronę dwójki shinobi właśnie zmieniających wartę po bokach budynku. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy osunęli się na ziemię, jednak w następnej sekundzie sama unikałam lecących na mnie kunai. Zostało siedmiu, nie było dobrze. 

Zeskoczyłam z drzewa i wylądowałam między czwórką z nich, wyszarpując katanę i osłaniając się przed pierwszymi atakami. Ostrze jakiejś kobiety drasnęło mój policzek, wykorzystałam chwilę jej rozkojarzenia, chwyciłam jej nadgarstek i uderzyłam łokciem w brzuch, aż zgięła się w pół, a następnie jednym ruchem przejechałam kataną po jej gardle. Sekundę później wyskoczyłam lekko w górę i zacisnęłam dłoń w pięść. Czarne smugi mgły pojawiły się szybciej niż zwykle, co nieco mnie zaniepokoiło, nie miałam jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo jedna z technik katon pomknęła w moim kierunku. Odbiłam się od ziemi i poruszyłam lekko palcami, aż moja technika otoczyła najbliżej znajdującą się dwójkę, po czym mocno je zacisnęłam. Do moich uszu dobiegł stłumiony, krótki wrzask, a pozostała piątka odsunęła się na bezpieczną odległość. 

- Kim jesteś? – Shinobi z  maską lisa wycelował we mnie kataną. 

- Nawet, jeśli ci powiem, to na nic ci się to nie zda. Wybaczcie, ale nie mam zbyt wiele czasu – odparłam chłodno i szybko wykonałam kilka pieczęci. Sasori powinien już być w środku i zajmować się ostatnią drużyną. Chciałam dotrzeć do niego zanim sięgnie po dokumenty i zobaczyć, co w nich takiego wyjątkowego. 

Mgła powoli zajęła cały obszar, po czym zaczęła łączyć się w posplatane nici. Widziałam zdezorientowanie na twarzach przeciwników, jednak nawet, gdyby chcieli, nie mieli jak dostać się poza zasięg tej techniki. Szczerze mówiąc, nienawidziłam jej używać. Obrzydzała mnie, jak mało co. Mimo to pstryknęłam palcami i długie nici chakry poprzeszywały ciała shinobi, unosząc ich w górę i unieruchamiając, tworząc w ten sposób idealną, niemal pajęczą sieć. Im bardziej się rzucasz, tym mniejszą szansę na wydostanie się masz. A jedynym bezpiecznym miejscem jest to, w którym stoi użytkownik jutsu. Nawet ja nie mogłam drgnąć, póki go używałam. 

Jęki, kaszel, plucie krwią i zwijanie się z bólu. Patrzyłam na nich beznamiętnym wzrokiem czując coraz większe zniechęcenie do samej siebie. Krew spływała wzdłuż linii i powoli wsiąkała w ziemię, wyciągając z nich życie w zastraszającym tempie. Gdy pierwszy z nich stracił przytomność, poczułam ostry ból głowy i z trudem zmusiłam się do pozostania nieruchomo. 

Daj mi więcej.

Zamarłam. Cholera jasna, no wiedziałam, po prostu wiedziałam, że tak to się kiedyś skończy. Szyderczy ton głosu rozbrzmiewał w moim umyśle, podsuwając mi coraz to gorsze obrazy i techniki, jakich mogłabym użyć.  Rozszarpane ciała, spalona skóra i jej uśmiech. Patrzyłam przerażona na krew shinobi, która przywołana chakrą Chisetsuna-sama spływała po mgiełce prosto na mnie, a gdy pierwsze jej krople skapnęły na mój policzek i następnie do ust, uwolniłam jutsu, trzęsąc się jak jeszcze nigdy wcześniej. Poczułam słodko-gorzki smak gardle, a następnie zgięłam się w pół i zwymiotowałam pod nogi. 

Wszystko przed oczami zaczęło mi się rozmazywać i chwilę mi zajęło dojście do siebie. Otarłam wargi ręką i spojrzałam na wijącą się trójkę shinobi, którzy nadal walczyli o życie. Widok dziur w ich ciałach przyprawił mnie o kolejne mdłości. Obrzydliwe. 

Zamknęłam oczy, wykonałam pieczęci i zgięłam lekko palce. Poczułam, jak opryskała mnie ciepła ciecz i na samą myśl o mało co nie straciłam kontaktu z rzeczywistością. Uniosłam powieki. Ani śladu po żadnym z nich, jedynie krew. Idealnie zmiażdżeni przez chakrę tej kobiety, która teraz we mnie pewnie zaśmiewała się do łez z satysfakcji. Wytarłam policzek, nie chcąc nawet wiedzieć, jak musiałam wyglądać, po czym ruszyłam w stronę wejścia do laboratorium. Dokładnie w tym samym momencie z wnętrza wyszedł lalkarz, który na mój widok stanął jak wryty, odwołał Hiruko i momentalnie stanął przede mną z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Rozejrzał się, po czym westchnął. Od tak, po prostu. 

- Chyba się cieszę, że ominęła mnie ta zabawa – powiedział, na co przełknęłam głośno ślinę, oczekując dalszych reakcji, które ku mojemu zdumieniu ani trochę nie były takie, jak przewidywałam. Zlustrował mnie wzrokiem i pokręcił głową z politowaniem. – Wyglądasz żałośnie… Rzygałaś? – spytał z niedowierzaniem, a mnie do reszty zamurowało. Czy to naprawdę była jedyna rzecz, warta jego uwagi? Jakim świrem musiał być?! 

- Sasori, ja… - Trzepnął mnie w głowę, po czym poczochrał włosy, już i tak wystarczająco pozlepiane przez krew. 

- To nie jest wioska, to Akatsuki. Widziałaś już jak walczy choćby Hidan, prawda? To się przy nim może schować – stwierdził jakby znudzony, a następnie przyjrzał mi się ponownie. – Jednak nie sądziłem, że ty też masz takie sadystyczne zapędy, żeby nic z nich nie zostało? No naprawdę… - Żartował. Kpił sobie ze mnie jak gdyby nigdy nic… W życiu nie spotkałam kogoś tak szurniętego. Jedyną osobą, która widziała moją technikę był Hidan i nawet jemu trochę zajęło ogarnięcie sytuacji i zaakceptowanie jej, a ten czerwonowłosy idiota nic sobie z tego wszystkiego nie robił… 

- Jesteś walnięty – odparłam zdezorientowana. Na sto procent był jakimś psychopatą. Powinnam była się trzymać od niego z daleka, jak tylko zaczął świrować, a teraz było już za późno na odwrót. Oto znalazłam kogoś, kto akceptował to, jaka byłam. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. 

- Z twoich ust brzmi to jak komplement – sarknął. Pomachał mi przed oczami jakąś czarną teczką i uśmiechnął się kpiarsko. – Mam dokumenty. Wysyłaj tego swojego pchlarza po Uchihę i miejmy to szybko z głowy. Jeszcze trochę i Lider zauważy, że wybyliśmy nie tylko na zakupy – zakpił, a ja wywróciłam oczami. Przywołałam kota, który spojrzał na mnie krzywo, po czym zamachnął ogonem i zniknął. Pojawił się minutę później, z karteczką przywiązaną do łapy. Odczepiłam ją i zmarszczyłam brwi. 

- Jutro przy starej kryjówce Orochimaru. Dobrze, zdążę doprowadzić się do stanu używalności… - mruknęłam zdegustowana pod nosem. – Co dokładnie jest w tej teczce? – spytałam, kierując swe kroki z powrotem w stronę wioski. 

- Wyniki przeprowadzonych przez Orochimaru eksperymentów dotyczących przeniesienia ciała, a także jego regeneracji i przedłużaniu życia. 

- Nieśmiertelności? – Prychnęłam z niedowierzaniem. – Trochę to żałosne, kurczowo trzymać się życia – rzuciłam, zanim zdołałam się powstrzymać. Akasuna roześmiał się drwiąco. 

- A my jako shinobi robimy inaczej? – spytał. Wiedziałam, że to zrobi, czasami był do bólu przewidywalny. 

- Gdybym nie miała tu kilku spraw do załatwienia, już dawno by mnie nie było – odparowałam znudzona. Nie lubiłam tego typu rozmów, strasznie mnie drażniło, gdy ktoś próbował się wtykać tam, gdzie go nie trzeba albo, co gorsza, próbować przekonywać mnie do swoich racji, a lalkarz właśnie wyglądał, jakby chciał to zrobić. – Inna sprawa, że lubię robić ludziom na złość. – Uśmiechnęłam się lekko. Tak, moje kurczowe trzymanie się zdrowych zmysłów tak też można było nazwać. 

*   *   *

Wytarłam mokre włosy i narzuciłam na siebie przydużą koszulkę lalkarza, bo w swej genialności spakowałam wszystko, poza piżamą. No, ale komu by wpadło na myśl, że przyjdzie mi gdzieś nocować? Rzuciłam ręcznik na wieszak i wyszłam z łazienki ziewając przeciągle. Sasori leżał na łóżku i czytał książkę. Na dźwięk otwieranych drzwi podniósł z nad niej wzrok i uniósł brwi. 

- Jak prawdziwa dama, co? Z otwartą gębą i odsłoniętym tyłkiem – zironizował, na co pokazałam mu środkowy palec. 

- Spieprzaj, dziadu. Masz wolne, dzięki za koszulę – odparłam, a on uśmiechnął się w odpowiedzi. 

- Jesteś pewna, że nie chcesz się przyłączyć? – spytał kpiąco zbierając się z łóżka i biorąc ubrania na zmianę do rąk. Odwrócił się z powrotem w moją stronę i nawet nie wiem, kiedy znalazł się tuż przede mną. Spojrzałam na jego twarz z zainteresowaniem. Czy mi się wydawało, czy robił się do reszty bezczelny? 

Jego oczy były takie, jak zawsze. Zimne, niemal okrutne i puste, tak kontrastujące ze złośliwym uśmieszkiem, który pojawił się, gdy na moim ciele wyskoczyła gęsia skórka. Drań jeden, doskonale zdawał sobie sprawę, jak działała na mnie jego bliskość od ostatniego incydentu, który powinnam puścić w niepamięć, a jednak jakoś nie mogłam, czy raczej nie chciałam, się na to zdobyć. Nadal nie miałam pojęcia, co sobie myśli, co go motywuje do działania i dlaczego robi to, co robi. A przede wszystkim skąd się wzięło jego zainteresowanie moją osobą. Z taką buźką mógł sobie wyrywać laski do woli, skoro nawet Hidan ze swoimi zboczeniami dawał rady. 

- To twoja jedyna okazja, jak wrócimy do siedziby skończy się sielanka. – Dopiero po chwili zrozumiałam, co miał na myśli. Harami. No tak, na moment zupełnie o niej zapomniałam. 

Uniosłam dłoń i dotknęłam opuszkami palców jego ust. Były tak delikatne, jak zapamiętałam. A jego oczy na sekundę błysnęły tak samo, jak wtedy. Prychnęłam i cofnęłam rękę. 

- Kuszące, ale nie dzięki. Dość mam wrażeń jak na jedną misję – stwierdziłam, natychmiast żałując swojej decyzji. Cóż, byłam tylko człowiekiem, miałam swoje potrzeby, a on był kimś, kto z pewnością mógłby im sprostać. Co nie zmieniało niestety faktu, że poza zwykłym pożądaniem i sympatią nie czułam do niego zbyt wiele. A na pewno nie tyle, żeby rzucać się w jakieś romantyczne chwile pod prysznicem, co to, to nie. 

- A ja myślałem, że jesteś zwolenniczką dobrej zabawy – odparł z wyraźnym zaciekawieniem w głosie. 

- Owszem. Dopóki nie robi się zbyt uczuciowo. A w twoim przypadku nigdy nic nie wiadomo. – Chwila nieoczekiwanej szczerości i momentalnie zasłoniłam usta ręką, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałam. 

Zamarł i wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. A przecież to Uchiha miał być tym, kogo sobie upatrzyłam. Przecież lalkarz miał pozostać jedynie oparciem i chwilowym relaksem, niczym więcej. Sama nie mogłam uwierzyć w to, co mi się nieświadomie wyrwało. Bo to przecież nie mogło być tak, że zaczęłam coś do niego czuć, prawda? Nie, nie było opcji, nie do niego. Cofnęłam się o krok, ale zacisnął palce na moim nadgarstku i nie pozwolił uciec. 

- Interesujące… - szepnął i coś w jego wyrazie twarzy sprawiło, że przeszły mnie ciarki. Bynajmniej nie z podniecenia, lecz strachu. Przez tę krótką chwilę było w nim coś… przerażającego. 

Szarpnął i uderzyłam o jego tors starając się nie trząść jak osika. Odgarnął włosy z mojego czoła i nachylił się bliżej. 

- Radziłbym ci uważać. Jeszcze trochę i Uchiha pójdzie w niepamięć, a tego byś chyba nie chciała? – Chora satysfakcja, tak doskonale słyszalna w jego głosie sprawiła, że ugięły się pode mną kolana. Zawsze same świry, nigdy nikogo normalnego. A teraz jeden z nich właśnie próbował zrobić ze mnie swoją nową atrakcję. Do diabła z czymś takim… 

Chwyciłam go za koszulkę i mocno przyciągnęłam w moją stronę, by w następnej chwili poczuć jego usta na swoich. Palce wplecione w moje włosy, jego przyspieszony oddech, to było coś nowego. Zadrżał tylko raz, ale to mi wystarczyło. Nie tylko ja robiłam się niepoczytalna, na niego też to działało. 

- Nie ma mowy, żebym tak się dała wyrolować. – Wykorzystując całą resztkę silnej woli, jaka mi w tym momencie została, zmusiłam się do odsunięcia, jednak nie uwolniłam się z jego uścisku. – Ty też wiesz, że to tak nie zadziała, prawda? – Uśmiechnął się pod nosem. 

- Racja. Nie z nami. Co jednak nie znaczy, że zamierzam cię zostawić w spokoju teraz, gdy powiedziałaś coś tak zabawnego i w końcu mogę wyciągnąć z tego korzyści. – Zmrużyłam oczy jak żmija. 

- Fakt. Ty też mi się przydasz. – Roześmiał się, puścił mnie i odszedł do łazienki, a ja opadłam bezwładnie na łóżko. 

Kłamałam. Ostatnim, czego chciałam to takie postawienie sprawy. Ostatnim, czego chciałam to ograniczenie naszej relacji do tak chorego stopnia, a już na pewno nie życzyłam sobie takiego obrotu sprawy. Bo przecież teraz już było szans na to, aby zatrzymać go przy sobie. Ja zostałam ciekawą zabawką, a on środkiem na odstresowanie. I choć jeszcze niedawno coś takiego byłoby dla mnie wymarzonym rozwiązaniem, to teraz miałam ochotę rzucić się z okna za własną, jak i jego, głupotę. Nie było również opcji, żebym nagle zaczęła robić kącik zwierzeń, na pewno nie w stosunku do niego…

*   *   *

Ziewnęłam, z trudem rozchylając powieki i czując dziwnie irytujące ciepło na plecach. Pościel jak zwykle została przeze mnie skopana na ziemię, a jednak nie dokuczało mi zimno, wręcz przeciwnie. Odwróciłam lekko głowę i zobaczyłam lalkarza przyklejonego do mnie, z rękami oplatającymi moją talię i nosem schowanym w mojej szyi. Czy on chciał, żebym ja na zawał zeszła? Niemal słyszałam, jak moje policzki robią się czerwone. Przeklęłam w myślach i z trudem udało mi się obrócić przodem do niego. Spał w najlepsze, niczym się nie przejmując, a już na pewno nie tym, że narusza moją przestrzeń osobistą. Tylko, co on do cholery robił w moim łóżku, zwłaszcza po wczorajszej wymianie zdań? 

Wyglądał jak małe dziecko. Nie marszczył brwi, usta miał lekko rozchylone i ta cała słodziuchność aż się z niego wylewała. Życie nie było sprawiedliwe, niejedna dziewczyna chciałaby tak atrakcyjnie wyglądać podczas snu. Pochyliłam głowę, żeby sprawdzić, czy może się nie ślini przez sen, ale gdzie tam… Aniołek i tyle. 

Przeczesałam palcami jego włosy i uśmiechnęłam się lekko. Może tak było lepiej? Może komplikowanie spraw między nami nie wyszłoby na dobre, a wręcz przeciwnie? Zawahałam się, po czym zniżyłam lekko i przysunęłam bliżej. Jego ręce oplotły mnie bardziej, na co automatycznie się lepiej ułożyłam. Pachniał drewnem, jakimś zielonym czymś i jakby… miodem? Tak, tak też mogło zostać, mogłabym się do tego przyzwyczaić. 

Ta myśl przeraziła mnie, jednak nie była wcale aż tak odstręczająca.  Poczułam ogarniającą mnie z powrotem senność, gdy coś skrzypnęło i okno otworzyło się, po czym weszła przez nie czwórka shinobi. 

- Wywalaj Uchiha, w tej chwili jesteś tu najmniej potrzebny, zawadzasz. – Usłyszałam zirytowany głos Sasori’ego, który wprawił mnie w osłupienie. 

- Ty draniu… - Nie spał. No oczywiście, że nie spał, miał okazję się ze mnie naigrywać, sprawdzić, co zrobię, a potem docinać mi przez resztę życia! Naszła mnie ochota, żeby go publicznie wykastrować. 

- Jest południe, spóźnialiście się, więc Karin doszła do wniosku, że Misami nie może zwlec się z łóżka. Dlatego to my pofatygowaliśmy się do was, doceńcie to – odparł, niezrażony opryskliwym tonem lalkarza, Sasuke. – Macie dokumenty? 

Wyplątałam się z objęć czerwonowłosego i ignorując złośliwe spojrzenie Karin, podeszłam do biurka, po czym wygrzebałam spod ubrań teczkę. 

- Proszę bardzo, a teraz informacje, o które ja prosiłam. – Starałam się zignorować fakt, że Suigetsu bezczelnie gapił się na moje odsłonięte nogi, a Akasuna nawet nie raczył ruszyć dupy z wyra. 

Uchiha podszedł bliżej, odebrał papiery i wręczył mi mały zwój. 

- Tu jest wszystko, co udało nam się dowiedzieć o planowanych, jak i aktualnych ruchach twojego klanu oraz gałęzi pobocznych. Patrząc na to wszystko już się nie dziwię, że jesteś wariatką. Uważaj zwłaszcza na rodzinę Makari, wygląda na to, że to ich mają zamiar użyć – powiedział, a ja zamrugałam zdezorientowana, po czym zerknęłam na lalkarza. Siedział już i patrzył na mnie z irytacją. Tym razem wiedziałam, co chodzi mu po głowie. Nagle pojawiła się możliwość, że Lider wpuścił do siedziby wroga. W końcu Harami nigdy tak naprawdę nie wyrzekła się przynależności do klanu. 

- Dzięki. Jak będę czegoś jeszcze potrzebowała, to się zgłoszę. – Sasuke prychnął z niezadowoleniem, ale nic nie dodał, za to odwrócił się i chwilę później cała czwórka zniknęła. Przeniosłam wzrok na Akasunę. 

- Myślisz, że ona może chcieć cię zabić? – spytał, a ja zastanowiłam się przez moment. Oj tak, zdecydowanie istniała taka możliwość. 

8 komentarzy:

  1. Okej, rozdział zdecydowanie za krótki, co nie zmienia faktu, że genialny.
    Kurde, Misami jest taka biedna - nikt nie rozumie jak nie cierpi tych swoich technik, że tak naprawdę czuje się samotna, a Sasori jeszcze się naśmiewa. No kastracja się zapowiada ;_;
    I naprawdę niezły pomysł z tą "pajęczyną", kurcze, świetnie to musiało wyglądać. Raczej obrzydliwie, ale i tak świetnie.
    Ja jestem ciekawa jak to będzie, kiedy wrócą do siedziby - i Itachi i Sasori. Co teraz Misa, hm? Ja już liczyłam na wspólny prysznic, a ta tu się wymigała. No ale to nie byłoby fair w stosunku do Uchihy, zresztą jak spanie w jednym łóżku z Akasuną, ale to było urocze *_*
    Karin zazdrości, że Suigetsu woli nogi Misy i tyle :D I Harami chce zabić Misę... no to się porobiło. Ale rycerze obronią, jestem pewna.
    No to czekam na następny, weny i wyśpij się w końcu :3
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale on nie jest krótkiii Q_Q Faceci i ich brak delikatności to już normalka, nie ma bata, żeby wykrzesać z nich jakieś ludzkie odruchy xD A przynajmniej na chwilę obecną Sasori pozostanie Sasorim :D W końcu takiego kochamy go najbardziej xP
      O ho ho, ja też jestem tego ciekawa :D Już się nie mogę doczekać aż znajdę chwilkę czasu, by się o tym rozpisać :D
      On nie jest fair w stosunku do niej, to niby czemu ona miałaby być do niego? :P Nie ma tak łaps, że się tylko jedna strona produkuje! (Shit, wychodzą ze mnie osobiste doświadczenia xD)
      Rycerze spierdzielą, żeby ratować samych siebie xD Najgorsze, że bez problemu jestem w stanie to sobie wyobrazić :P
      Dziękówka i pozdrawiam! ^^

      Usuń
  2. Jaki dziwny ? O_o ŚWIETNY jak zawsze :D Ech Sasoor <3 Jak ja uwielbiam o nim czytać szczególnie że przedstawiasz Go idealnie. :) czekam na kolejny i powodzenia w szkole ;*
    ~Tamara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiś facet musi być super, to padło na niego xD Skoro normalnie nie ma co na takiego liczyć xD
      Dziękuję! ^^

      Usuń
  3. Rampampam hehe w końcu komentuję Ci ten rozdział, jak zresztą obiecałam ;P
    Podpisuję się pod fakt, iż był on ZA krótki, ale i tak zaje :D Osobiście też bardzo chętnie obudziłabym się koło Sasoriego, wtulonego we mnie. Hehe na pewno byłoby mu miękko
    Bardzo podobają mi się techniki Misy, ponieważ są inne niż wszystkie z jakimi przyszło mi się spotkać dotychczas. Duży plus! :D
    Maturka za pasem, więc nie będę Cię zmuszać do ekspresowego pisania, jednakowoż nie zawiedź nas następnym razem i nagrodź swych wiernych czytelników dłuższym rozdzialikiem! ;)
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  4. ;oooooo dlaczego ja nie wpadłam na twojego bloga wcześniej ? Masz bardzo przyjemny styl pisania. Ciekawe pomysły, dużo akcji, wszystko niemalże idealne. Sasori w twoim opowiadaniu jest genialny *.* . Czekam ciąg dalszy, pozdrawiam, Akuma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ło jejciu, widzę kogoś nowego! Bardzo mi miło! ^^ Znowu wyszła moja obsesja na punkcie Sasori'ego, dobrze, że Tobie również się on tu podoba.
      Również pozdrawiam! ^^

      Usuń
  5. Witam! c:
    Jako, że nie mam zbyt dużo czasu, więc nie przedłużając:
    Właśnie zostałaś nominowana do Liebster Award. Jeżeli nie chcesz, nie musisz przyjmować mojej nominacji. Ja Cię do niczego nie zmuszam.
    Gdyby co, szczegóły znajdziesz tutaj:
    http://szeptem-wprost-do-ucha.blogspot.com/2014/03/ekhem-po-raz-drugi-bo-ludzie-nie-wiedza.html

    Pozdrawiam i życzę weny c:
    PS. Pisz szybko nowy rozdział, bo już nie mogę się doczekać c:

    OdpowiedzUsuń