Jest nowy wygląd bloga, bo potrzebne mi były zmiany ^^
Tyle ode mnie na dziś, zanim pochłoną mnie czarne chmury i zacznie padać na głowę x)
Powłóczyłam nogami, chcąc jak
najszybciej wykonać misję i wrócić z powrotem do siedziby. Na rękach nadal
miałam gęsią skórkę i było mi zimno, po zafundowanym przez Uchihę prysznicu.
Oficjalnie go nie lubię.
- Z której wioski pochodzisz? -
Usłyszałam jego nagłe pytanie i uśmiechnęłam się lekko pod nosem. A więc jednak
to pytanie wypłynęło.
- Przecież wiesz, że mój klan nie
podlega żadnej z wiosek. Jesteśmy niezależni - odpowiedziałam, a brunet
spojrzał na mnie jakby powątpiewająco. Czyli nie dał się przekonać...
- Opuściłaś swój klan. Nie
powiesz chyba, że tak po prosu sobie potem błądziłaś bez celu?
- Cóż, w dużej mierze tak. Potem
przez chwilę zajął się mną Orochimaru i zostałam uraczona opaską Oto-gakure.
- Orochimaru? - Kiwnęłam głową. -
Byłaś jednym z jego eksperymentów? - Ponownie się uśmiechnęłam.
Cóż, mógł to tak poniekąd nazwać,
choć nie była to do końca prawda.
- Pomagałam w szkoleniach -
wyjaśniłam krótko, tonem, który wyraźnie wskazywał na koniec przesłuchania.
Nie zamierzałam zwierzać się mu ze swojej
przeszłości bardziej, niż zrobiłam to dotychczas.
- Ty jesteś Misami z klanu Akari, o której mówiła Karin? - Gad
spoglądał na młodą dziewczynę z wyraźnym zainteresowaniem. Ta wsparła rękę na biodrze
i uśmiechnęła się drwiąco.
- A ty jesteś tym osławionym Orochimaru-sama, tak? Nie wyglądasz na
strasznego – powiedziała swobodnie i już wiedział, że przyszedł do niego
ciekawy okaz shinobi.
- Rozumiem, że szukasz schronienia na najbliższe miesiące? Mogę ci je
zapewnić, lecz w zamian będziesz musiała pomóc przy więźniach z Północnej
Kryjówki. Przeprowadzam tam na nich eksperymenty i sama rozumiesz, nad częścią
z nich trudno jest zapanować. Karin jest świetnym sensorem, ale potrzeba nam
jeszcze kogoś, kto ściągnie ich w razie ucieczki z powrotem - wyjaśnił, a
niebieskowłosa pokiwała głową.
- Kiedy zaczynam? - spytała rzeczowym tonem, a on uśmiechnął się
szeroko.
- Twoje umiejętności sprawdzę teraz.
Nie powiem, że wszystko szło
wtedy gładko. Ten obślizgły wąż naprawdę się starał przy tworzeniu swoich
marionetek, a po przybyciu Juugo było tylko gorzej. Więźniom odbijało i
całkowicie tracili nad sobą kontrolę.
Razem z Karin przez ponad rok
pilnowałyśmy razem laboratoriów, a na ostatnie miesiące mojego pobytu u
Orochimaru zostałam przeniesiona do jego głównej kryjówki, gdzie
przygotowywaliśmy wszystko na przybycie Sasuke. Nie spotkałam go wtedy,
odeszłam, nim miałam ku temu okazję, czego teraz nawet trochę żałowałam. Do
moich obowiązków należało pomaganie Kabuto podczas wykonywania zabiegów na
więźniach. W całym moim życiu nie widziałam na raz tyle krwi i ludzkich
wnętrzności skupionych w jednym pomieszczeniu. Odór unoszący się w nim
wywoływał mdłości i odruchy wymiotne, które jednak znikały po kilku godzinach,
a potem nie pojawiały się już wcale. Mogłam wtedy z czystym sumieniem przyznać,
że dopadła mnie znieczulica, a o to właśnie Sanninowi chodziło. Nie mogłam też
nie być mu za to wdzięczna, jakby nie patrzeć to właśnie przez to byłam wstanie
wytrzymać z samą sobą tak długo. Zaraz po opuszczeniu jego kryjówki, kilka dni
przed przybyciem Uchihy, byłam zmuszona do walki częściej, niżbym sobie ego
życzyła. Informacja o moim ponownym pojawieniu się na terenie wiosek
przedostała się jakoś do mojego klanu i Shinai zaczęła wysyłać za mną shinobi.
Jak do tej pory, wyjątkowo nieskutecznie.
Ból głowy, który odczuwałam
dotychczas powoli znikał i zaczynałam czuć się normalnie, postanowiłam więc
poruszyć po raz kolejny temat, który mnie nurtował.
- Itachi, jest coś, czego nie
potrafię zrozumieć. - Spojrzał na mnie z wyczekiwaniem, ale wyczułam w jego
postawie, że zaczął być ostrożny. Zupełnie, jakbym miała się na niego w każdej
chwili rzucić. Chyba mnie przeceniał. - Byłeś w stanie zostawić samego własnego
brata, ale Harami nie potrafisz? - Starałam się by zabrzmiało to jak neutralne
pytanie, jego reakcja utwierdziła mnie jednak w przekonaniu, że trafiłam prosto
w sedno. Co oczywiście nie było w najmniejszym stopniu pocieszające, wręcz
przeciwnie.
Patrzył na mnie przez moment,
prawdopodobnie nieświadomie zaciskając pięści, po czym odwrócił się i
przyspieszył kroku.
- To nie to samo - rzucił tylko,
a ja zmrużyłam oczy. Z pewnością nie to samo. Nikt przy zdrowych zmysłach nie
stawiałby kogoś takiego jak ta dziewczyna na równi z rodziną, a on najwyraźniej
to robił. Mogłam nie wiedzieć, co dokładnie wydarzyło się w jego przeszłości,
ale nie do pomyślenia było dla mnie, że zostawił Sasuke, a ją nadal niańczył. Z
tak niesamowicie błahego powodu. Rana, którą odniosła osłaniając go przed
Orochimaru nie mogła być poważna, bo nie było po niej śladu. Żadnych widocznych
blizn, żadnego zakłócenia w przepływie chakry, żadnych oderwanych części ciała
czy brakujących organów, Zatem dlaczego?
- Aż tak jest dla ciebie ważna? –
spytałam wbrew sobie, a on doskonale zdawał sobie sprawę, że wszystko zależy
już od jego słów. Może dlatego nic wtedy nie powiedział, tylko w milczeniu
szedł dalej? Znienawidziłam za to jego i siebie.
Nie odzywaliśmy się przez resztę drogi,
a gdy dotarliśmy do Oto miałam już wszystkiego serdecznie dosyć i wpadłam w
wyjątkowo podły nastrój. Spojrzałam na kartkę daną nam przez Paina i
skierowaliśmy się w stronę znajdującego się na uboczu lasu. Gdy tylko weszliśmy
głębiej ogarnęły mnie złe przeczucia i nie myliłam się. Wyczułam chakrę Karin i
zaraz potem wyłoniła się ona zza jednego z drzew. Zaraz po niej pojawił się
Sasuke i całą czwórką stanęliśmy jak wryci. Takiego obrotu sprawy nie
przewidziało żadne z nas.
- Itachi. – Ton głosu młodszego
Uchihy przyprawił mnie o dreszcze i z trudem opanowałam chęć ucieczki. Był
pełen nienawiści i złości, ale ku mojemu zaskoczeniu, Itachi nie patrzył na
niego w podobny sposób. Było wręcz odwrotnie, jego przymrużonych oczach
widniało wahanie i niechęć, jednak nie do brata, lecz do konfrontacji z nim.
Przełknęłam ślinę i zerknęłam na
Karin, która podobnie jak ja, nie miała pojęcia, jak się zachować.
- Sasuke. Miło cię znowu widzieć –
odezwałam się niby wesoło, a starszy Uchiha zerknął na mnie zdziwiony. – Czy moglibyście
odłożyć swoje porachunki na kiedy indziej? – To było zdecydowanie najgłupsze
pytanie retoryczne, jakie w życiu zadałam. W ciągu kilku sekund między braćmi
wywiązała się walka, a ja i czerwonowłosa odsunęłyśmy się na bok. Przyglądałam
się z niedowierzaniem ich płynnym i zdecydowanym ruchom. Nie wahali się, stając
naprzeciw kogoś z rodziny, kto kiedyś był im drogi? To było coś, czego nie
potrafiłam zrozumieć.
Itachi odskoczył do tyłu i
znalazł się obok nas.
- Harami – powiedział nagle, a
mnie na moment zamurowało, nie tylko mnie zresztą. Sasuke znieruchomiał,
wyraźnie nie rozumiejąc, o co chodzi. Byłam tak samo zdezorientowana jak on, do
czasu gdy czupryna fioletowych włosów nie znalazła się w naszym polu widzenia. –
Misami, zajmij się nią!
- Itachi! – krzyknęła,
podbiegając bliżej, a ja zaklęłam siarczyście.
- Harami nie podchodź! – Reakcja Sasuke
na słowa brata była natychmiastowa. Ostrze z Raikiri wymierzone było w
dziewczynę, a ja po raz pierwszy w życiu nie ruszyłam się odruchowo, by osłonić
kogoś, kto teoretycznie stał po mojej stronie. Przynależałyśmy do tej samej
organizacji, a ja stałam i patrzyłam, jak brunet znajduje się coraz bliżej
niej.
- Sasuke, nie! – Słowa Karin
wyrwały mnie z otępienia i nim się obejrzałam, parowałam cios Uchihy własną
kataną. Harami znajdująca się za moimi plecami patrzyła na nas z szeroko
otwartymi oczami. Wiedziałam, dlaczego Uzumaki krzyknęła. Słyszałam od niej, że
Sasuke nigdy nikogo nie zabijał w czasie walki, ale tym razem jego intencje
były jasne. Gdyby nie ja, moja kuzynka byłaby już tylko wspomnieniem. Poczułam
dreszcz na samą myśl i na moment poczułam, że żałuję obrony jej. Zaraz potem
uczucie to zostało zastąpione przez obrzydzenie do samej siebie. Jak mogłam życzyć
jej śmierci? Nieważne, jak jej nienawidziłam, tak naprawdę wadził mi tylko jej
charakter, nie wyrządziła mi żadnej krzywdy. Więc dlaczego z takim oporem ją
ratowałam?
- Nie chcesz jej tu. Dlatego
zejdź mi z drogi – odezwał się Sasuke, a w jego oczach błysnął Sharingan.
Odskoczyliśmy od siebie i w trakcie chwyciłam Makari za nadgarstek i pchnęłam
pod jedno z drzew. Itachi w tym czasie po raz kolejny znalazł się przed
młodszym z Uchiha i walka na nowo się zaczęła. Chwilę potem zastygli w
bezruchu.
- Genjutsu. Mamy trochę czasu,
idziemy! – krzyknęłam do dziewczyny, ale ona pokręciła przecząco głową.
- Nie! Nie możemy zostawić go
samego z Sasuke! Nie pójdę! – Zacisnęłam szczękę, stanęłam przed nią i
wymierzyłam jej policzek.
- Będziesz tu tylko zawadzać! Po
cholerę się tu zjawiłaś, sprawiasz same problemy! Jesteś za słaba, by mieszać
się w taką walkę! – odwrzasnęłam wściekła, gdy spojrzała na mnie szklistymi
oczami. Co z tą dziewczyną było nie tak?! Ja sama chciałam wydostać się z tego
miejsca jak najszybciej, by znaleźć się od tej dwójki jak najdalej.
- Oni nie mogą ze sobą walczyć!
Nie po to Itachi go chronił przez cały ten czas, by tak to się skończyło!
Proszę… tylko ciebie mogę prosić, tylko ty z nas wszystkich masz szansę ich
powstrzymać. Proszę, nie pozwól, by był zraniony jeszcze bardziej! Jeśli nie,
ja i tak pójdę! – Przełknęłam ślinę i otwarłam usta, nie miałam jednak pojęcia,
co powiedzieć. Chronił? Zraniony? O czym ona mówiła?
Dlaczego? Dlaczego jej zapłakana
twarz tak na mnie działała? Dlaczego tyle o nim wiedziała? Obserwowałam go,
odkąd pierwszy raz go zobaczyłam. Chciałam przez cały ten czas poznać go
bliżej, a on nigdy mi na to nie pozwolił. Moje zachowanie mogło mu wydać się
szczeniackie, ale tylko tak potrafiłam. Nie chciałam zachowywać się inaczej,
chciałam jak najczęściej móc wyrzucić przeszłość i to, co mnie czekało ze
swoich myśli. Mając tę dziewczynę w tym stanie przed sobą, po raz pierwszy
pomyślałam, że z nas dwóch, to właśnie ja nie jestem go warta. To ona go znała,
ona go rozumiała i ona była dla niego ważna. Była gotowa zrobić dla niego to,
na co ja nie mogłam się już zdobyć w stosunku do nikogo. Poświęcić się.
Wyciągnęłam w jej stronę dłoń, by
przetrzeć zaczerwieniony policzek, gdy coś błysnęło obok nas i zobaczyłam, jak
osuwa się na ziemię, z kataną, która przebijała jej klatkę piersiową.
- E-ej… Co ty… - Opadłam na
kolana obok niej, gdy kaszlnęła, wypluwając krew na swoją bluzkę. – Harami. Nie
waż się… - wyszeptałam. – Cholera, cholera, cholera! – Czemu? Czemu akurat w
takim momencie? Czemu wtedy, gdy Itachi oddał ją pod moją opiekę? Nawet z czymś
takim nie mogłam sobie poradzić?
Podniosła powoli dłoń i zacisnęła
ją na końcach moich włosów.
- Proszę. Zajmij się… nim. –
Kaszlnęła po raz kolejny, a ja z trudem przemówiłam ponownie.
- Myślę, że jestem ostatnią osobą,
która powinna się kimkolwiek zajmować. – Poczułam łzy cisnące mi się do oczu i
zamrugałam gwałtownie, by się ich pozbyć.
- Dasz… radę. – Patrzyłam, jak
jej powieki powoli opadają i nic nie byłam w stanie zrobić. Nie znałam
medycznych justu. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Karin, ale nigdzie jej nie
było, a odgłosy walki dochodzące zza drzew na moment ucichły. Chwilę później
obok mnie pojawił się Itachi, w zakrwawionym płaszczu, który znieruchomiał na
nasz widok. Stał tylko i patrzył, a ja czułam, jak jej ciało staje się bezwładne,
a po chwili ręką, którą mnie trzymała spada z cichym uderzeniem na ziemię.
Zamknęłam oczy i odetchnęłam
głęboko, odsuwając się od dziewczyny i moje miejsce niemal natychmiast zajął Uchiha.
Przejechał dłonią po jej policzku, a mnie zrobiło się niedobrze. Odeszłam od
niego kilka kroków, wyjmując z kabury kunai. Kucnęłam pod jednym z drzew,
zebrałam swoje włosy razem i jednym cięciem skróciłam je aż do brody. Ułożyłam
je przed sobą i złożyłam razem dłonie, pochylając głowę do przodu.
- Jako członkini i przyszła głowa
klanu Akari, oddaję Harami Makari, z bocznej gałęzi rodziny, pod opiekę
Chisetsuny-sama, pomimo tego, iż nie była ona jej kontrahentką. Obiecuję
wypełnić swe postanowienie w przeciągu pięciu lat. – Mój głos był cichy, ale
wyraźny. Klasnęłam w dłonie i włosy spłonęły fioletowo-błękitnym płomieniem,
który po chwili pojawił się na ciele Harami, a Uchiha cofnął się do tyłu.
- Co ty…? – Odwrócił się i
spojrzał na mnie zdezorientowany i zszokowany. Poczułam piekący ból na lewej
stronie szyi, którą po chwili pokrył mały tatuaż w kształcie motyla.
- Możemy iść. Nic tu już po nas –
odparłam, ignorując jego pytanie i mijając go ze spuszczoną głową. Zawiodłam
jego, siebie i nawet tę dziewczynę. Nie zamierzałam powtórzyć tego błędu.
Właśnie złożyłam obietnicę Chisetsunie-sama, że przejmę klan i na tym
zamierzałam się skupić. Nie chciałam czuć takiej niechęci i bezsilności już
nigdy więcej. – Po powrocie wyjaśnię wszystko Liderowi – dodałam,
przyspieszając kroku.
Uchiha podążył za mną w
milczeniu, za co byłam mu wdzięczna. Nie podszedł bliżej, przez cały czas szedł
kilka metrów za mną, gdy przecierałam mokre policzki rękami, zaciskając zęby,
by żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust.
Czytając ten rozdział odniosłam wrażenie, że to nie Ty go napisałaś. Jakoś tak kompletnie inaczej, dziwnie, surowo. Ta akcja ze śmiercią Harami była bardzo szybka, nie wiem, czy nie za szybka. Wprawdzie niesamowicie mi się spodobało to, że umarła, nawet jeśli była jedyną bliską osobą Uchihy, ale nie mogłam dobrze wgryźć się w ten rozdział. Nie wiem czemu. :( Co nie znaczy oczywiście, że mi się nie podobało. Wszystko było dobrze opisane, może trochę za krótko, ale to nic. Akcja popędziła nam znacznie do przodu i jestem niesamowicie ciekawa, jak dalej potoczy się ich misja. ;)
OdpowiedzUsuńNo dobra, może jednak trochę szkoda mi Harami, no bo kurcze, głupio umarła. Naprawdę głupia i beznadziejna śmierć. Umrzeć w ramionach rywalki... Szkoda. Trochę, ale jednak. ;)
Nie wiem, nie mogę zdobyć się na nic więcej, przepraszam. Spędziłam dziś cały dzień nad wodą i jestem trochę zmęczona, może to dlatego. ;)
Co zaś się tyczy wyglądu bloga, to trochę tu za jasno. No, zdecydowanie za jasno. ;)
Pozdrawiam!
Całkowicie rozumiem, dlaczego tak poczułaś, empatia zdecydowanie nie jest moją mocną stroną, zwłaszcza w stosunku do postaci, której sama nie znoszę x) Starałam się, by chociaż trochę można było polubić Harami, chociaż na koniec. Planowałam to w dalszych rozdziałach, ale jak zaczęłam pisać, to jakoś samo wypełzło (O_o)'' Straciłam zdolności do dramatyzmu po wasurete-shimatta xD Choć pewnie gdybym uśmiercała Sasori'ego, to i 10 rozdziałów by mi brakło xD
UsuńNie lubiłam jej na tyle, by nadawać jej jakieś większe znaczenie, (choć i tak się przewinie), a i w kwestii zdolności nie wykreowałam jej tak, by mogła zginąć w jakiejś mega walce. Ja nie szanowny pan Kishimoto naciągający postać Sakury :P
Co do wyglądu bloga - ponownie - naszło mnie xD Też nie wiem czemu, miałam dziwny dzień, zobaczyłam obrazek, spasował mi i stwierdziłam, ze na chwilę obecną, będzie biało x)
W każdym razie cieszę się, że się podobało ;) Teraz muszę rozwinąć rozwój emocjonalny Misami, co graniczy z niemożliwym, bo takiego rozchwianego babsztyla to nikt nie ogarnie, dlatego też ją uwielbiam xD
Pozdrawiam również! ^^
Ojaaa, ale się porobiło. Totalnie mnie zaskoczyłaś.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, rozdział faktycznie wydawał się inny, ale mnie się podobało c: To świetnie, że próbujesz nowych rzeczy, rozwijasz się i nie stoisz w miejscu. Oby tak dalej!
Nie całkiem rozumiem co Itachi miał na myśli mówiąc: "To nie to samo". Nie mam pojęcia o co chodziło, dlaczego Harami była taka ważna.
Kurcze, biedna Misa, zamknięta w paszczy Oro i poniekąd zmuszona do pomocy. Mam nadzieję, że Uchiha ją jakoś pocieszy w drodze powrotnej, no, że pocieszą się oboje. To by było idealne! *-*
I ta walka, cholercia. Ogólnie wydało mi się to za szybkie, za krótkie, ale nadal mną wstrząsnęło. Te ostatnie słowa, świadomość, która wreszcie dotarła do Misami, że tak naprawdę nie chciała śmierci Har. To ścięcie włosów było takie dramatycznie, bez najmniejszego problemu mogłam sobie wszystko wyobrazić. Nie mam pojęcia o co chodzi z tym klanem i tatuażem, także czekam na następny rozdział.
"Nie podszedł bliżej, przez cały czas szedł kilka metrów za mną, gdy przecierałam mokre policzki rękami, zaciskając zęby, by żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust." </3
Pozdrawiam i życzę weny! :3
Kurde Ja się pytam gdzie jest nowa notka, bo nie mogę się doczekać co będzie dalej... :(
OdpowiedzUsuńZaglądasz tu jeszcze czasem? :c
OdpowiedzUsuńPochłonięcie tych piętnastu rozdziałów poszło mi szybko. Nawet bardzo szybko. Zrezygnowałam z komentowania każdego z osobna, a i nie wiem nawet, czy odczytasz i ten jeden komentarz, skoro od roku nie pojawiło się tu nic nowego. Początkowo miałam zrezygnować z czytania, ale ostatecznie tego nie zrobiłam. To, co muszę przyznać na pewno, to to, że z czasem Twój styl uległ poprawie, chociaż zgodzę się z wcześniejszymi komentującymi - ten rozdział był zupełnie inny od poprzednich. Dramatyczny, smutny, napisany w dość ciężkim klimacie. Ale zakończony bardzo tajemniczo, więc aż chciałoby się czytać dalej, no ale nie ma co. Wydaje mi się, że w Misami zaszła jakaś zmiana. Że chociaż uważała, że nie umie się poświęcać, w jakiś sposób to właśnie zrobiła po śmierci Harami. Odnośnie poprzednich rozdziałów... mam nieodparte wrażenie, że to Akasuna jest tym, który ma za zadanie przyprowadzić Misami do siedziby jej klanu. Ta rola jak najbardziej pasowałaby mi do niego. I jestem także ciekawa, co rzeczywiście zaszło między Itachim a Harami, bo nie wydaje mi się, żeby ich relacja była oparta jedynie na tym jednym wspomnianym wydarzeniu (czyt. uratowaniu mu życia).
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś powrócisz do pisania opowiadania, i do swojego lekkiego stylu, bo był miłą odskocznią od ciężkich klimatów. Pozdrawiam!