16 marca 2014

XI. "Please, find someone else to be creepy with…”

Ugh, rozdział z poślizgiem, GOMEN!!! 
Ale za to dłuższy niż zwykle, zatem nie przedłużam - enjoy :)

~~~~~~~~~~~~~~~~

- Nie uważasz, że to nieco dziwne? Nie wydaje mi się, aby Lider nie sprawdził wcześniej Harami… - Doskonale wiedziałam, co lalkarz chciał przez to powiedzieć. Albo Rudemu do końca odbiło, albo zrobił to specjalnie. Jeśli to drugie, to najwyraźniej czekał, aż dojdzie do mojej konfrontacji z klanem, a to mi się bardzo nie podobało. Nie zamierzałam zostawać jego królikiem doświadczalnym bardziej, niż już byłam. 

- Nie sądzę, abyśmy mogli cokolwiek na to poradzić, co się stało, to się nie odstanie – odparłam. Stanęliśmy przed wejściem do siedziby i mimowolnie zrobiłam minę męczennika. To było ostatnie miejsce, w którym chciałam się aktualnie znaleźć. – Sasori, ja nie chcę! – jęknęłam przeciągle, jakby to miało mnie uchronić przed wejściem do środka. 
- Przestań się mazać i właź, będziesz to miała szybciej za sobą – odparł niewzruszony i minął mnie jakby nigdy nic. Westchnęłam ciężko i powlokłam się za nim, w duchu planując już nalot na jego pokój z masą narzekań.

O dziwo cały korytarz przeszliśmy nie napotykając nikogo, co było jednak nieco dziwne. Owszem, członkowie Akatsuki nie lubili się uspołeczniać, jednak niemożliwym było nie natrafić na żadnego z nich. Wymieniliśmy z Sasorim zaskoczone spojrzenia. 

- Odłóżmy rzeczy i sprawdzimy w głównym pokoju – stwierdził czerwonowłosy. Oho, w tym pseudo-salonie? Nie wyobrażałam sobie, aby wszyscy tam siedzieli, jakie zatem było moje zdziwienie, gdy dziesięć minut zastaliśmy tam organizację w pełnym komplecie. Na nasz widok drgnęli, a po chwili Hidan podszedł do nas i uśmiechnął się drwiąco. 

- Jesteście w końcu, Lider już zaczynał coś podejrzewać, ale wcisnęliśmy z Konan bajeczkę o przeniesieniu kilku ostatnich pierdół z domu Misy do siedziby. Trzymajcie się tego, a będzie dobrze. Natomiast to, co się tu zaczęło dziać… Musze przyznać, że dawno się tak nie uśmiałem – powiedział, na co zamrugałam zdezorientowana. 

- O co chodzi? – spytałam, na co wskazał ręka na środek pomieszczenia, gdzie na jednym z krzeseł przy stole siedział Uchiha, z trajkoczącą i skaczącą dookoła Harami. Dziewczyna chyba w  ogóle nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje wokół niej, tak była skupiona na brunecie, który wyglądał, jak ucieleśnienie spokoju. Nic sobie z niej nie robił, co jakiś czas jedynie odpowiadał półsłówkami na jej pytania. Reszta Akatsuki przypatrywała się temu z rosnącym zaciekawieniem, zapewne czekając na wybuch z jego strony. Nie sądziłam jednak, aby mieli na to szansę, za bardzo się z nią cackał.

- Tak jest przez cały czas. Zupełnie, jakby się zacięła – dodał Jashinista. Zmrużyłam oczy i prychnęłam, zwracając tym na siebie uwagę Itachi’ego. Spojrzał najpierw na mnie, potem na Sasori’ego i miałam wrażenie, że zaczyna łączyć fakty. Niedobrze. 

Podążając za wzrokiem Uchihy, fioletowowłosa również zwróciła się w naszą stronę i na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Miło, jak ktoś się cieszy na twój widok, nie ma co. Po chwili wyprostowała się, wsparła rękę na biodrze i uśmiechnęła się z wyższością. 

- Nie widziałam cię prawie dwa dni i już miałam nadzieję, że zniknęłaś na dobre, bo w końcu nie jesteś tu do niczego potrzebna. – Tak, tych uszczypliwości też mi brakowało. Jak cholera. Odrzuciłam włosy do tyłu.

- Jak już mowa o przydatności, to wyjście jest w tamta stronę – odparowałam, wskazując palcem za siebie. Nie wierzyłam w to, co widziałam. Przylazła dwa dni temu i od razu się nie wiadomo jak ważna zrobiła? Każda bezczelność miała swoje granice, a ona ich najwyraźniej nie znała. Poczułam dłoń Sasori’ego na swoim ramieniu i na moment zesztywniałam. 

Co on sobie wyobrażał, robiąc to przy całej organizacji? Do reszty mu odbiło? Odwróciłam głowę w jego stronę, gdy uścisk się wzmocnił. Lalkarz wpatrywał się w Uchihę z lekkim uśmiechem, który bynajmniej nie należał do przyjemnych. W jego oczach widniała satysfakcja, która pozwoliła mi bez problemu domyślić się, co to wszystko miało na celu. Przeszły mnie ciarki, ale nie dałam tego po sobie poznać. Natomiast stojący obok nas Hidan uniósł brwi, a po chwili parsknął cicho śmiechem. Miło, że chociaż on się dobrze bawił. Szowinistyczne świnie, czy ja wyglądałam, jak przedmiot? 

Harami wystarczyły trzy sekundy, by ogarnąć całą sytuację. 

- No proszę, widzę, że już sobie znalazłaś zastępstwo! Tak jak przypuszczałam, wszystko ci jedno kto, byle był. Więc to z nim zniknęłaś? – Ton jej głosu doprowadził mnie na kraniec wytrzymałości. Już otwierałam usta, by jej się odszczekać, gdy uprzedził mnie lalkarz. 

- Owszem. Dlatego jeśli chodzi o Uchihę, to możesz go sobie spokojnie zabrać. Nie jest jej potrzebny ktoś, kto nie potrafi przejąć inicjatywy i zachowuje się jak panienka. – Krew odpłynęła mi z twarzy na te słowa i razem z resztą organizacji spojrzeliśmy na bruneta, oczekując na reakcję. Bo chyba nie było mowy, aby odpuścił na coś takiego? Nie podejrzewałabym nawet, że Akasuna jest zdolny, aby powiedzieć coś takiego, a już z pewnością nie przyszłoby mi do głowy, że będzie chciał mieć ze mną cokolwiek wspólnego, jeśli całe Akatsuki miałoby o tym wiedzieć. W końcu ze słów Hidana wynikało, że unikał ich jak mógł. Ku naszemu zdumieniu brunet drgnął jedynie, momentalnie odzyskując opanowanie, po czym spojrzał na nas beznamiętnie. Harami za to klasnęła w dłonie uradowana. 

- Wiedziałam! Pasujecie do siebie, obydwoje jesteście zdrowo pieprznięci. – Miałam ochotę ja udusić i gdyby nie trzymający mnie Sasori, już dawno by ją zakopywali pod jakimś krzaczkiem. Pamiętałam jednak, że było coś ważniejszego, niż nasze przepychanki, co jednak jeszcze mniej mi się uśmiechało. 

- Kontaktowałaś się ostatnio ze swoim klanem? – spytałam prosto z mostu, zbijając ją tym z pantałyku. Przez chwilę patrzyła na mnie zdezorientowana, a następnie zmarszczyła czoło. 

- Nie sądzę, aby to powinno cię interesować, ale nie, nie kontaktowałam. – Szybko złożyła wszystko w całość i jej uśmiech był jeszcze większy niż wcześniej. – Czyżby Shinai-sama zamierzała się zgłosić po swoją zgubę? – Zadowolenie w jej głosie dało mi jasno do zrozumienia, że najchętniej widziałaby mnie na rodzinnym stosie. Uroczo, przynajmniej to uczucie było obustronne. Nienawidziłam też faktu, że potrafiła momentalnie połączyć wszystko w całość, musiałam przyznać, że pod tą pusta powłoczką jakiś mózg jednak był. 

- Pewnie chętnie byś jej w tym pomogła, gdybyś tylko miała jakiekolwiek szanse, co? – rzuciłam, uśmiechając się złośliwie, na co zmrużyła oczy i prychnęła, odwracając głowę w bok. Cóż, nie wyglądało na to, aby miała z tym cokolwiek wspólnego. Zatem informacje zdobyte przez Karin i Sasuke były błędne? Nie sądziłam, aby to było możliwe, czyli zamierzali wysłać kogoś innego, a obecność fioletowowłosej w siedzibie była tylko przypadkiem? Aż takie zbiegi okoliczności przecież nie istnieją… 

Konan, siedząca do tej pory bez ruchu, wstała powoli i stanęła przede mną i lalkarzem z niebezpiecznym błyskiem w oku, po czym uśmiechnęła się uroczo, choć na tę minę moim ciałem niemal targnęły dreszcze. Ponad jej ramieniem ujrzałam Hidana, który szczerzył się jak głupi. Czyli w sumie nic nowego. 

- Sasori, porwę ci ją na trochę, zgoda? – spytała tak słodkim tonem, że miałam ochotę schować się za plecami lalkarza. Ten jednak puścił mnie, nic sobie nie robiąc z mojego spanikowanego wyrazu twarzy. Przeklęta gnida. Modląc się o ratunek i przetrwanie wyszłam za nią na korytarz. Chwilę później siedziałam już na jej łóżku, a ona stała nade mną z rękami splecionymi na piersi i tupała nogą ze zniecierpliwieniem. 

Było źle, bardzo źle. Miałam jednak nadzieję, że będzie skłonna tak jak ja, nieco zrezygnować z Uchihy i zrozumie moje zaciekawienie lalkarzem. 

- Mów natychmiast, co się tu do cholery wyprawia. – Odetchnęłam głęboko, czując, że ten dzień nie będzie należał do udanych. 

Dwie godziny później Konan nadal nie wyglądała na zadowoloną, tym razem z powodu tego, co ode mnie usłyszała. 

- To niemożliwe, aby Nagato zrobił to specjalnie… - Zamrugałam zdziwiona, po raz pierwszy słysząc prawdziwe imię Lidera. 

- Jesteś pewna? Bo ja już niezbyt… Nie mówię, że to jakiś potwór, jedynie ma lekko pokopane pod kopułą, ale święty z niego żaden, czy nam się to podoba, czy nie. Facet chce być bogiem, po takim to się chyba można wszystkiego spodziewać, no nie? – Nieważne, jak wielką słabość do niego miała, temu zaprzeczyć nie mogła.  

- Owszem, bywa nieprzewidywalny, ale nie wpuszczałby do organizacji dwójki wrogów, za bardzo mu na niej zależy. – Nawet jeśli, to nie zmieniało faktu, że problem pozostał. Nie miałam pojęcia, kogo jeszcze mógłby wysłać klan. – A teraz przejdźmy do sedna. – Więc to nie było sedno? – Co z Sasorim? Bo po tym, co tu widziałam przez ostatnie dwa dni podejrzewam, że Itachi jest już na straconej pozycji? – Westchnęłam zrezygnowana. 

- To, co on wyrabia jest jeszcze bardziej żałosne niż to, co ja robię. Czuje, że jest jej coś winien i dlatego pozwala jej na wszystko? Świat shinobi tak nie działa, każde dziecko to wie – odparłam, wzruszając ramionami. – Jeśli już się na to zdecydował, to ja raczej nie mam szans tego zmienić, prawda? A Sasori… cóż, Sasori to Sasori, nagle mu coś odbiło, a ja nie zamierzam narzekać. – Uśmiechnęłam się pod nosem. – On intryguje. Nigdy nie wiesz, co sobie myśli, potrafi zrobić to, czego się najmniej spodziewasz. Jego charakter przeraża, tu się zgodzę, jest chyba jakimś psychopatą, ale to jednak nie przeszkadza mi czuć się w jego towarzystwie bezpieczniej, niż z kimkolwiek innym. Zabawne na swój sposób, nie uważasz? – wyjaśniłam, dochodząc w międzyczasie do wniosku, że nie byłam normalna. Niebieskowłosa obserwowała mnie chwilę ze zmartwioną miną, po czym pokręciła głową z niedowierzaniem. 

- W życiu bym nie pomyślała, że tak to wyjdzie, a już na pewno nie, że z nim. Odkąd dołączył do organizacji nigdy nie wykazywał niczym zainteresowania. Jasne, sprzeczali się z Deidarą o sztukę i tylko wtedy wyglądał, jakby się ożywiał, ale nic poza tym – powiedziała. Mnie również to zastanawiało i nie rozumiałam, dlaczego akurat mnie sobie obrał za cel, ale nie miałam najmniejszego zamiaru się nad tym dłużej zastanawiać. Gdybym z kolei spytała go wprost, pewnie znowu walnąłby czymś w stylu: zaciekawiłem się.

- Deidarą? Nie wyglądał na takiego, z którym lalkarz mógłby się dogadać. – Zaśmiałam się na samo wspomnienie tej kobiecej buźki i upierdliwego głosu. 

- Dlatego też się nie dogadują, ale tylko w kwestii sztuki. Artysta strasznie szanuje Sasori’ego, choć nie mam pojęcia, z czego to wynika. Pewnie swój do swego ciągnie, nie? – Roześmiałam się głośno. Fakt, w tym miejscu normalnego to ze świecą szukać. – A właśnie, Pain chce, abyś nadzorowała następny trening Harami. Do tej pory ćwiczyła raz z Itachim, teraz przyszła kolei na Hidana, więc stwierdził, że w razie, gdyby nasz Jashinista nieco się zapędził, ty będziesz w stanie go powstrzymać. – Skrzywiłam się, jakby wsadzili mi do ust zdechłą żabę. Owszem, dałabym radę przytrzymać szarowłosego, jednak ratowanie tego dziecięcia z opresji było ostatnią rzecza, na którą miałam ochotę i Lider doskonale o tym wiedział. Jeśli chciał, abyśmy w ten sposób zaczęły się tolerować, to zabierał się do tego od dupy strony. 

- Kiedy ten cały trening? – spytałam, na co Konan uśmiechnęła się przepraszająco. 

- Za pół godziny. Mogę iść z tobą, nie będziesz się nudziła – zaproponowała szybko. No bez przesady, jakoś to przeżyję, prawda? O ile to nie ja się zapędzę zamiast Hidana…

- Nie dzięki, dam radę. – Podniosłam się z łóżka i przeciągnęłam, po czym odwróciłam się i pomachałam jej na pożegnanie. – Do wieczora.

*   *   *

- A ty czego tu? – Wiedziałam, że tak będzie. Harami wpatrywała się we mnie ze złością, a Hidan kilka metrów dalej poprawiał kosę. Oho, napalił się na tę walkę, po prostu cudnie. 

- Jestem tu, żeby w razie czego uratować ci tyłek. Czyli pewnie nie będę miała chwili odpoczynku – odparłam, uśmiechając się przy tym złośliwie. Przynajmniej docierało do niej, że Lider doskonale zdaje sobie sprawę z jej marnych zdolności bojowych. Samo to sprawiało mi wystarczająco dużo satysfakcji. – Ruchy! 

Fioletowowłosa spięła włosy i stanęła po jednej stronie pola treningowego. Jashinista natomiast z coraz większym uśmieszkiem zmierzał na jego drugą stronę. 

- Hidan – rzuciłam, na co spojrzał na mnie przez ramię. – Nie przegnij – mruknęłam wbrew sobie, na co pokiwał głową, chociaż nie sądzę, aby cokolwiek do niego w tamtej chwili dotarło. 

Chwilę później jego kosa leciała w stronę Makari, która sprawnie uskoczyła do góry, wyciągnęła kunai i natarła na niego. No naprawdę, z kunai na Hidana? Czy ona miała jakieś samobójcze zapędy, o których nie wiedzieliśmy? Zrobił kilka kroków do przodu i chwycił jej nadgarstek nim zdążyła się cofnąć. Zobaczyłam, jak jego druga ręka szarpnęła rękojeść kosy, która wracała z powrotem do niego, wycelowana idealnie w plecy dziewczyny. Ta jednak odchyliła się mocno w tym, wykonując kopnięcie, na co Jashinista nie miał wyjścia, jak tylko ją puścić. Odskoczyła i wykonała szybko pieczęcie, a chwilę później ziemia pod stopami mężczyzny runęła. Cóż, musiałam przyznać, że reakcje miała właściwe, jednak jej ataki były o wiele za proste, jak na takich przeciwników. 

- A więc tak to wygląda. Nic specjalnego. – Podskoczyłam wystraszona, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo skupiałam się na walce przed moimi oczami i w ogóle nie zauważając Sasori’ego, który prawdopodobnie stał obok od pewnego czasu. Co za lekkomyślność z mojej strony, powinnam za to wrócić do Akademii. 

Spojrzałam na niego zdziwiona. 

- Ty tu czego? – Czy mi się wydawało, czy też zaczynał być dosłownie wszędzie? – Nieważne. Owszem, nic specjalnego, zatem to normalnie, że Lider chce polepszyć jej zdolności. Obawiam się tylko, że może z tym być ciężko. – Z drugiej strony, kogo obchodziły jej marne umiejętności? Mnie na pewno nie. 

Lalkarz przechylił głowę, wpatrując się w Hidana i Harami w skupieniu. 

- Rozumiem, że ma się zająć pozostałościami po Orochimaru, jednak nadal nie rozumiem, po co zadawać sobie tyle trudu, by ją szkolić. Bo nie wierzę, że poza nią nie ma zdolniejszych shinobi, którzy by temu podołali – stwierdził ni stąd ni zowąd. A więc nie tylko mnie to zastanawiało. Przecież nawet nie była w księdze BINGO, nie pasowała do tej organizacji nieważne, z której strony by na to nie spojrzeć. – O, chyba ma kłopoty.

Momentalnie spojrzałam na pole treningowe i na moment zamarłam. Fioletowowłosa z niewiadomych mi przyczyn nie była w stanie podnieść się z ziemi, a Jashinista zbliżał się do niej szybko z tym swoim maniakalnym uśmiechem. Wyglądało na to, że obawy Lidera właśnie się spełniały. Sekundę później blokowałam kosę Hidana kataną, ledwo dając radę go utrzymać. Metal zgrzytnął nieprzyjemnie, gdy odepchnęłam go od naszej dwójki. Dziewczyna za mną dyszała ciężko, a po jej policzku spływała krew. Już miałam się do niej odwrócić, gdy ku mojemu zdziwieniu szarowłosy ponownie zaatakował. 

- Co do… Hidan! – krzyknęłam, jednak nic sobie z tego nie zrobił. Przyjrzałam mu się i przeklęłam siarczyście. Idiota całkiem dał się ponieść. Odskoczyłam, robiąc unik, po czym momentalnie przeszłam w atak i ostrze katany musnęło jego szyję. Wykonałam szybki obrót i kopnęłam go w brzuch, dzięki czemu nieco go odrzuciło. Gdy podnosił się z ziemi i otrzepywał płaszcz, stanęłam nad nim z morderczą miną. 

Spojrzał na mnie po czym uśmiechnął się głupkowato. 

- Hehe, wybacz. – Zacisnęłam usta w wąską linię. Czy on sobie ze mnie kpił? 

- Ty… skończony idioto! Co to do cholery miało być?! Naucz się nad sobą panować, ty kupo mięśni! – zaczęłam się drzeć jak opętana, machając rękami.

- Gomen, gomen, poniosło mnie, zapomniałem, że nie mogę walczyć na poważnie! – Ech… nie mogłam go za to w sumie winić, nie było nic gorszego niż powstrzymywanie się w walce.  Przewróciłam więc tylko oczami i zerknęłam na Makari. Utykając, szła w naszą stronę, a jej wyraz twarzy pozostawał dla mnie nieodgadniony. Stanęła obok i odkaszlnęła. 

- Mimo tego, jak bardzo cię nienawidzę, dzięki – powiedziała, a ja pomyślałam, że chyba mam zwidy. Czy ona mi właśnie podziękowała? Musiała się porządnie wystraszyć, żeby zmusiło ją do czegoś takiego. Z trudem powstrzymałam złośliwy komentarz.

- W końcu po to tu sterczałam – mruknęłam obojętnie. Następnie przeniosłyśmy obie wzrok na Hdana. 

- Nie ćwiczę z tobą więcej, jesteś psychiczny! – powiedziała fioletowo włosa wściekłym tonem. 

- Do Lidera! W te sekundzie! – zakomenderowałam równie zła. Przez tego kretyna miałam tylko więcej zmartwień. 

*   *   *

Siedziałam w pokoju Sasori’ego i razem z nim przeglądałam informacje, które dostaliśmy od Sasuke. Po godzinie nadal na nic nie wpadliśmy i w końcu rzuciłam zwojem o ścianę. 

- Nie ma sensu się nad tym cholerstwem rozchodzić. Dopóki nie wykonają następnego ruchu mogę tylko czekać – stwierdziłam, odchylając się na krześle do tyłu. 

- Zaskoczyłaś mnie na jej treningu. Można by pomyśleć, że nawet byłyście dla siebie miłe. – Lalkarz uśmiechał się perfidnie, a ja zmrużyłam oczy i prychnęłam zirytowana. – Podejrzewam, że gdyby nie Uchiha, mogłybyście się całkiem dobrze dogadać.

- Na głowę upadłeś? Mowy nie ma – odparłam zimno. – A teraz może mi wyjaśnisz, co miało oznaczać twoje zachowanie w salonie? – Spojrzałam na niego groźnie, na co tylko się roześmiał. 

- Coś ci się w nim nie podobało? – zironizował. Gnida cholerna. 

- Raczej zastanawia mnie, co ono miało na celu, poza sprowokowaniem Uchihy, co zresztą średnio wyszło. – Na moje słowa jego uśmiech tylko się powiększył, co mi się bardzo nie spodobało. 

- Jesteś tego pewna? – Pojęcia nie miałam, o co mu chodzi i chyba nie było sensu się nad tym zastanawiać. Wstałam i podniosłam zwój z podłogi. – Nie zostajesz? – Zamrugałam i spojrzałam na niego jak na wariata. Byłabym mniej zdumiona, gdyby spytał, czy spłodzę mu potomka. 

- Odbiło ci? Jeśli chcesz się bawić w zakochanych, to nie ze mną. – Machnęłam ręką, w celu pozbycia się go.  – Poza tym, jestem zmęczona, a jutro, z tego, co wiem, to ciebie czeka trening z Harami i znowu ja mam na nim sterczeć. Mam nadzieję, że masz więcej rozumu niż Hidan i nie będę musiała znowu ratować jej tyłka – dodałam po chwili. On natomiast nic sobie z tego nie robiąc podszedł do drzwi i zamknął je na klucz. Szczęka mi opadła. 

- Zostajesz – stwierdził, jakby to było zupełnie oczywiste. 

- A niby czemu?!

- Bo ja tak chcę. – Wzruszył ramionami, a we mnie zawrzało. 

- Nieee! Wypuść mnie stąd! Ratunku! – wrzasnęłam, na co wepchnął mnie do łazienki. 

- Pospiesz się, też jestem zmęczony – dodał, wciskając mi w ręce tę samą koszulkę, co poprzednim razem.

11 komentarzy:

  1. Nie da się opisać mojego zachwytu ! Czekałam aż w końcu , wreszcie nadszedł ! <3 Spamuje Cie strasznie i na fejsie i tutaj za co przepraszam :< Ale twoje opowiadanie , styl pisania-po prostu się zakochałam *____* Przez całe czytanie miałam takiego banana na gębie że siostra myślała że jakiegoś pornola czytam xD Końcówka rozwaliła mnie totalnie no jak możesz kończyć w takim momencie ;O Jeszcze raz gomen za mój pojebany entuzjazm ale to twoja wina że mi tak odbija ! :D Pozdrawiam Cię i powodzenia w szkole życzę no i ten tego czekam na następny z "cierpliwością" >3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, twój spam pomaga mi oderwać się na moment od wkuwania matmy i z większą chęcią biorę się za pisanie, także za to - wielkie dzięki! :D Część z pornuchem uznam za komplement, a co! xD Wiedziałam, że zaciekawię końcówką, jednak chciałam zostawić to na następny rozdział i nie przeciągać tego x) Na dalszą część potrzebuję więcej skupienia, żeby mi opisy powychodziły xD
      Dziękuję Ci bardzo, przyda się, bo jak tak dalej pójdzie, to ducha wyzionę xD
      Również pozdrawiam! ^^

      Usuń
  2. Jesteś ge-nial-na! Niesamowita! Ta lekkość pisania, ten styl, dobór słów... Zazdroszczę Ci! Naprawdę. :)
    I nawet nie wiem co napisać. Mogłabym Ci słodzić w nieskończoność. Bardzo podoba mi się fabuła, którą sobie wymyśliłaś, wszystko jest takie dopracowane... A Sasori? No miód malina! <3
    Przepraszam, serio nie wiem, co powiedzieć. :D
    Pisz szybko kolejny rozdział, co?
    Pozdrawiam. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejku, dziękuję!! ^^ Cieszę się, że Ci się podoba, a najbardziej, że podoba Ci się Sasori :D Z rozdziałem postaram się pospieszyć, o ile nie skonam pod arkuszami z matmy xD
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Aaaaaa, cudowny blog :D Kocham w ogóle Sasoriego w Twoim wydaniu. Jest taki...mrrr :D Takiego bym chciała na własność! <3 i liczę że Sasori pokaże Harami gdzie jej miejsce i że ma się nie wychylać za bardzo, o! Masz świetny styl pisania, lekki i przyjemny, taki lubię. Już czekam z niecierpliwością na to co się będzie działo w pokoju! Oby coś niegrzecznego! :D
    Boże, ale mam myśli xd wybacz! Na pewno będę blog odwiedzać i czekać na nową notkę.
    Pozwolisz, że dodam Cię do moich linków?
    A ja skromnie również zapraszam do siebie :)
    www.pensamientos-de-josephine.blogspot.com
    Pozdrawiam Serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam. :)
    Założyłam nowego bloga. Jeśli byłabyś zainteresowana, zapraszam na shouri-muzai.blogspot.com
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. ah ten Sasori *.* taki stanowczy XD świetna notka, czekam na ciąg dalszy, buziaczki !

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra ziom, weź ty kiedyś opisz coś konkretnego z Sasorim, bo wszyscy na to czekają. ;) Albo dodaj jakiegoś fajnego oneshota :D
    Rozdzialik cudny i piękny jak zawsze, nie mam w sumie do czego się przyczepić, oprócz oczywistego aspektu xD
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ^.^
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana, Ty weź nie przeginaj! Chcesz się narazić czytelnikom? Raz dwa dodawaj nowy rozdział. :>

    OdpowiedzUsuń
  8. No i kiedy nowy rozdział!? :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialne opowiadanie i tak sobie tu patrzę i co widzę? Ostatnia notka w marcu - a jest czerwiec. Ba, koniec czerwca! I naprawdę cholernie mi się nie podoba ten fakt, bo chce wiedzieć co dalej. Skrycie liczę na to, że Itachi zrobi wejście smoka z powodów krzyków dziewczyny <3 No cóż, mam nadzieje że się doczekam dalszych części, powaga.

    OdpowiedzUsuń